„Aglomeracja Beskidzka” stała się faktem

JAWORZE W AGLOMERACJI BESKIDZKIEJ

W poniedziałek, 28 października, uczestniczyłem (obok wójtów, burmistrzów, starostów i prezydenta 40 innych jednostek samorządowych) w zgromadzeniu założycielskim Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Subregionu Południowego Województwa Śląskiego „AGLOMERACJA BESKIDZKA”. Jednogłośnie 41 samorządowców podjęło decyzję o powołaniu nowej instytucji samorządowej działającej na zasadzie partnerstwa w naszym regionie.

Cieszę się przy okazji, że mogłem aktywnie wpłynąć na przydanie nazwy naszemu stowarzyszeniu, co znalazło zrozumienie wśród pozostałych włodarzy samorządów okołobielskich.

Zgodnie z uchwalonym wspólnie statutem Aglomeracji Beskidzkiej – poza kontynuacją tzw. Regionalnych Inwestycji Terytorialnych (RIT) w ramach obecnej perspektywy finansowej Unii Europejskiej, działania nowego ugrupowania będą się koncentrować m.in. wokół pozyskiwania grantów unijnych na partnerskie projekty inwestycyjne czy przedsięwzięcia natury społecznej. Dodatkowo chcemy, by nowo powołane stowarzyszenie stało się słyszalnym i znaczącym głosem dawnego województwa bielskiego w Katowicach i całym Śląskiem w kontekście reprezentowania wspólnych interesów tej ziemi.

Na Przewodniczącego Stowarzyszenia wybrano Jarosława Klimaszewskiego – Prezydenta Miasta Bielska-Białej, na jego zastępcę Andrzeja Płonkę – starostę bielskiego, natomiast pozostałymi członkami Zarządu zostali: Mieczysław Szczurek – starosta cieszyński, Andrzej Kalata – starosta żywiecki, Marian Błachut – burmistrz Czechowic-Dziedzic, Gabriela Staszkiewicz – burmistrzyni Cieszyna, Antoni Szlagor – Burmistrz Żywca, Janusz Pierzyna – wójt Jasienicy, Andrzej Kondziołka – wójt Zebrzydowic oraz Henryk Jurasz – wójt Świnnej.

W skład Aglomeracji Beskidzkiej weszły następujące jednostki samorządowe: miasto Bielsko-Biała, z powiatu bielskiego: powiat bielski oraz gminy: Bestwina, Buczkowice, Czechowice-Dziedzice, Jasienica, Jaworze, Kozy, Porąbka, Szczyrk, Wilamowice i Wilkowice, z powiatu cieszyńskiego: powiat cieszyński oraz gminy: Brenna, Chybie, Cieszyn, Dębowiec, Goleszów, Hażlach, Istebna, Skoczów, Strumień, Ustroń, Wisła i Zebrzydowice, a z powiatu żywieckiego: powiat żywiecki oraz gminy: Czernichów, Gilowice, Jeleśnia, Koszarawa, Lipowa, Łękawica, Łodygowice, Milówka, Radziechowy-Wieprz, Rajcza, Ślemień, Świnna, Ujsoły, Węgierska Górka i Żywiec.

Jak możemy przeczytać na stronie internetowej Bielska-Białej: „Idea powołania stowarzyszenia zrodziła się głównie z konieczności dostosowania się jednostek samorządu terytorialnego do założeń nowej perspektywy finansowej 2021-2027, w której dla instrumentów takich jak zintegrowane i regionalne inwestycje terytorialne zakłada się wsparcie fakultatywnie co oznacza, że środki europejskie przyszłego budżetu Unii Europejskiej nie trafią do subregionu automatycznie, a ich pozyskanie zależne będzie od przygotowania gmin i powiatów do ich wykorzystania i skutecznych działań lokalnych władz samorządowych. Stąd jednomyślna decyzja wszystkich 41 samorządów subregionu o uściśleniu współpracy w zakresie pozyskiwania środków i przygotowania wspólnych przedsięwzięć już na etapie programowania przyszłej polityki spójności, bez oczekiwania na rozstrzygnięcia na poziomie europejskim i krajowym. Współpraca ma przybrać formę stowarzyszenia także ze względu na możliwość wyrażania potrzeb subregionu w stosunku do władz wojewódzkich czy krajowych jednym wspólnym głosem. Ma to tym istotniejsze znaczenie w kontekście funkcjonowania od kilku lat potężnego konkurenta w sięganiu po unijne środki pozostające w puli województwa, jakim jest Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia. Jednocześnie ministerstwo właściwe ds. rozwoju regionalnego, zwracając uwagę na większą trwałość współpracy samorządów, od lat rekomenduje jako pożądaną realizację ZIT/RIT w formie stowarzyszenia gminnego czy gminno-powiatowego. Zwiększenie podmiotowości tego typu współpracy samorządowej zakłada ministerialny, aktualnie poddany konsultacjom, projekt ustawy o zmianie ustawy o zasadach prowadzenia polityki rozwoju„.

Trzymam kciuki za naszą współpracę, partnerstwo i solidarność!

To będzie bardzo trudny rok

Zacznijmy naszą rozmowę od nieprzyjemnego akcentu – kolejnych aktów wandalizmu w Jaworzu. Na każdy z nich reaguje pan bardzo emocjonalnym wpisem na Facebooku. Rwie pana coś w środku po takich zdarzeniach?

Zgadza się. Chodzi o to, że na to idą gminne pieniądze, których chwilowo nie brakuje, ale w 2020 może być zupełnie inna sytuacja. Co jakiś czas musimy sprzątać bałagan, który zrobili – jak mi się wydaje i chcę w to głęboko wierzyć – ludzie spoza Jaworza. Przyjeżdżają do nas, z czego się bardzo cieszymy. Gorzej, że wieczorami zdarzają im się wyskoki, a my rankiem następnego dnia budzimy się ze zdewastowanymi przystankami, powywracanymi pachołkami przy ulicy Szkolnej czy wreszcie z powybijanymi szybami. Dlatego też rozpocząłem debatę na temat bezpieczeństwa.

Pojawił się w niej także wątek Straży Gminnej. Jeden z portali nawet mylnie zinterpretował pana słowa, że taka służba powstanie pod Błatnią. Jak jest w rzeczywistości?

Nie planujemy powoływania do życia Straży Gminnej. Po pierwsze, nie stać nas na to, po drugie, zdania w społeczeństwie na ten temat są podzielone. Mam na myśli ankiety, w których zapytałem mieszkańców o zdanie. Rozmawiałem już na ten temat zarówno z komendantem miejskim Policji, jak i komendantem w Jasienicy. Uczuliłem ich na to, co się ostatnio wydarzyło w Jaworzu. Nie łudźmy się jednak, Policja nie jest w stanie zabezpieczyć terenu całego Jaworzu w ciągu nocy. Po pierwsze na nie ma to środków, po drugie, jest jeszcze druga, bardzo rozległa gmina. Dlatego w tym miejscu chciałbym zaapelować do mieszkańców o większą uwagę. Jeżeli widzimy lub słyszymy, że coś złego się dzieje w naszej okolicy, ktoś zachowuje się dziwnie, niszczy mienie, po prostu wybierzmy najprostszy z numerów – 112. Tylko i wyłącznie reakcja w danej chwili i w danym miejscu czemuś służy. Policja jest w stanie dotrzeć do nas w ciągu kilku minut, gdyż komisariat mieści się prawie na granicy Jasienicy i Jaworza.

A kwestie rozbudowy monitoringu?

Na pewno nie będziemy tego robić w lesie czy na każdym przystanku. Nawet w największych polskich miastach nie są monitorowane wszystkie miejsca i ulice. Poza tym nie chciałbym, żeby Jaworze stało się domem wielkiego brata rodem z „1984” Georga Orwella. Inna sprawa, że do wielu czynów zabronionych dochodzi na terenach leśnych. Trudno, żeby w takich miejscach montować kamery – tym bardziej, że monitoring wymaga światłowodu.

Pozostańmy w temacie bezpieczeństwa. Niedawno zostały zamontowane radarowe mierniki prędkości. Czy od tego czasu kierowcy jeżdżą wolniej?

Z moich obserwacji wynika, że trochę to pobudza naszą wyobraźnię. Przy okazji pojawiło się więcej patroli z „drogówki”. My te statystki, które nam pokażą radarowe mierniki prędkości, wygenerujemy na koniec roku, bo wcześniej nic tak naprawdę nie dadzą. Wtedy będę mógł powiedzieć coś więcej. W tym miejscu chciałbym podkreślić, że nie ma szans, żeby w naszej gminie stanął stacjonarny fotoradar. Jedynym organem, które dysponuje takim prawem, jest Inspekcja Transportu Drogowego. Proszę zauważyć, że nie ma fotoradaru nawet na tzw. zakręcie idiotów na wschodniej obwodnicy Bielska-Białej, o co wnosiły jego władze oraz Komenda Miejska Policji. Muszę też dodać, że nasz jaworzańsko-jasienicki komisariat nie ma żadnych uprawnień, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo ruchu drogowego. Są to wyłączne kompetencje Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej. Jako ciekawostkę powiem, że na powiaty bielski ziemski i grodzki, zamieszkane przez ponad 330 tysięcy osób, WRD dysponuje zaledwie 65 etatami.

Gminę Jaworze czeka rewolucja śmieciowa. Dla mieszkańców przekaz jest prosty: zapłacą więcej. Skąd wzięła się podwyżka?

Jaworze jest ostatnią gminą w regionie, która wprowadza tzw. ustawowy system segregacji śmieci. Dziś, po zakończeniu okresu przejściowego, nie mamy wyboru i musimy segregować tak, jak nam ustawa nakazuje. Czyli będzie obowiązywał podział na osiem frakcji, o czym państwo na pewno jeszcze nieraz przeczytają w „Echu Jaworza”. Muszę w tym miejscu podkreślić, że niesamowicie wzrastają koszty gospodarowania odpadami. Wynika to przede wszystkim z obiektywnych przesłanek, na które gmina nie ma żadnego wpływu. Mówiłem już o tym radnym, teraz powtórzę, jak dużo śmieci każdy z nas jest w stanie „wyprodukować”. Pierwszy przykład z brzegu: kupuję perfumy w sklepie internetowym. Małe pudełko perfum otrzymuję w wielkim kartonie, w którym jest worek wypełniony powietrzem, który ma zabezpieczyć to przed stłuczeniem, albo worek trocin czy gazet. Najpierw trzeba pozbyć się folii, potem przechodzimy do papieru i tak dalej… Można powiedzieć, że mamy do czynienia z czymś takim, jak bezkarnością producentów. Nie chcę uderzać w branżę wytwórców, ale opakowując różne produkty w coraz bardziej wymyślne pudełka, butelki i woreczki, zupełnie nie uczestniczą w kosztach recyklingu. Może dojdziemy do obowiązkowych kaucji, jak w Niemczech, na butelki, puszki i inne. Wynosi tam 25 eurocentów.

Z tym rozpakowaniem to taka śmieciowa matrioszka…

Dokładnie tak. Pojawia się coraz więcej opakowań. Po drugie, do tego dochodzi drożejące paliwo, energia. Ktoś zapyta: co ma energia do śmieci? Odpowiem: ma i to dużo, ponieważ podraża drastycznie koszty funkcjonowania zakładu gospodarki odpadami (czyli po prostu wysypiska). Trzecia sprawa, o której trzeba powiedzieć, to jest tzw. opłata za odwóz śmieci na składowisko, która jest dodatkowo doliczana do naszych rachunków. Jeszcze w 2013 roku przeciętny mieszkaniec Jaworza produkował rocznie 247 kilogramów śmieci. Dziś średnio mieszkaniec oddaje pół tony (!!!), czyli dwukrotnie więcej niż 5 lat temu. Skok jest więc ogromny. Efekt jest taki, że z Jaworza rocznie na wysypisko trafia blisko trzy i pół tysiąca ton. A od każdej tony musimy zapłacić opłatę za składowanie śmieci. Do 2017 wynosiła niecałe 25 złotych za tonę, rok później została podniesiona do 140 zł, przed rokiem skoczyła do 170 zł. Jest to opłata regulowana rozporządzeniem przyjmowanym przez rząd. W 2020 roku ma wynosić aż 270 złotych za tonę. Jak wyliczyliśmy, jeżeli będziemy dalej produkować tyle śmieci, to opłata marszałkowska obciążająca nasz budżet wzrośnie do około miliona złotych, podczas gdy dziś oscyluje wokół 550-600 tysięcy. To może każdego z nas dodatkowo kosztować grubo ponad 3 zł miesięcznie.

Rok 2020 będzie dla gminy bardzo trudnym rokiem pod względem finansowym. Chodzi o zmianę systemu podatkowego, za którą nie poszła niestety zmiana, jeżeli chodzi o dochody jednostek samorządu terytorialnego. Proszę wyjaśnić dokładnie, o co chodzi.

Główny dochód, czyli te pieniądze, które przeznaczamy na rozwój miejscowości oraz jej funkcjonowanie, wydatki bieżące, zarządzanie drogami uzyskujemy, uczestnicząc w dochodach z podatku od osób fizycznych, czyli popularnego PIT-u. Udział w podatku od osób fizycznych to grubo ponad 13 milionów złotych, przy 35 milionowym budżecie. Jednocześnie kokosów na osobach prawnych nie zbieramy, bo żadnych siedzib wielkich firm u nas nie ma. Jak wiadomo, ostatnio podatki zostały obniżone z 18 do 17 procent. Chwała za to, bo mieszkańcom zostanie więcej na wydatki. Każdy medal ma jednak dwie strony. Mieszkaniec zyskuje w portfelu własnym, tracąc jednocześnie na jakości życia w swej miejscowości. Krótko mówiąc, na skutek zmian podatkowych gmina Jaworze straci istotną część wpływów do budżetu. Jeżeli spełnią się prognozy Związku Miast Polskich, to nasza gmina musi liczyć się z możliwością odpływu w skali roku od 1,5 do 2 milionów złotych, które to pieniądze były przeznaczane na rozwój Jaworza. Nie możemy ściąć tzw. stałych wydatków, na przykład na funkcjonowanie szkół czy przedszkoli albo biblioteki, dlatego będziemy być może musieli ograniczyć inwestycje. Na jaką skalę, jeszcze nie wiem… Ponadto obawiam się o ceny prądu. Już 15 października nasza grupa zakupowa (Jaworze jest w niej razem z innymi gminami z powiatu bielskiego – przyp. red.) rozstrzygniemy przetarg. Przyznam się szczerze, że z duszą na ramieniu oczekuję otwarcia tych kopert przetargowych, bo wiem, że w jednej z gmin cieszyńskich prąd podrożał o 100 procent.

Ale i tak to będzie taniej, niż gdyby grupy zakupowej nie było i gdyby gmina musiała sobie radzić sama…

To oczywiste, gdyby gmina była sama, nie bylibyśmy konkurencyjni. Oświetlenie uliczne kosztuje nas rocznie blisko 400 tysięcy złotych. Jeżeli ceny wzrosłyby o połowę, to nie mielibyśmy 200 tysięcy na kolejne inwestycje. Mówię już o tym dziś, z radnymi też na ten temat już rozmawiałem. Wynika to wszystko z obiektywnych przesłanek, na które gmina nie ma żadnego wpływu.

Na co gmina mogłaby wydać 1,5 miliona złotych?

To jest mniej więcej kilometr chodnika, położenie dwóch kilometrów nowej nakładki asfaltowej na szeroką drogę, dziesięć budżetów obywatelskich, półroczne wydatki na przedszkola czy trzy dopłaty roczne na funkcjonowanie PKS-u. To także koszt oczekiwanego przez mieszkańców Nałęża i Jaworza Górnego brakującego odcinka chodnika wzdłuż ul. Cisowej.

A co z rokiem 2021? Będzie podobnie?

Liczymy, że sytuacja się jednak trochę ustabilizuje i skutki zmiany polityki podatkowej zostaną dostrzeżone, a ktoś rzuci rozsądny pomysł na korektę dochodów jednostek samorządu terytorialnego, w co wierzę. Pamiętajmy jeszcze o jednym – gmina to nie urząd, wójt i radni, ale wszyscy mieszkańcy Jaworza, zaś wspólny budżet służy naszym dzieciom uczącym się w szkołach oraz nam samym, którzy codziennie jeździmy jaworzańskimi drogami albo okazyjnie leczymy się w ośrodku zdrowia. I proszę o tym nie zapominać.

Rozmowę przeprowadził
redaktor naczelny „Echa Jaworza” Tomasz Wolff