Działając jako przedstawiciele Beskidzkiego Związku Powiatowo-Gminnego, będącego właścicielem Komunikacji Beskidzkiej SA (do końca ubiegłego roku PKS w Bielsku-Białej SA), wspólnie z wójtem gminy Bestwina i jednocześnie wiceprzewodniczącym Zarządu BZPG zamknęliśmy dzisiaj – jako Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy – rok obrotowy 2020.
To był trudny rok, przede wszystkim z uwagi na pandemię koronawirusa, a co za tym idzie malejące przychody z tytułu sprzedaży biletów. Niemniej jednak Komunikacja Beskidzka nie próżnowała i rozwijała swoją działalność, o czym mówią same wskaźniki: bilans za ubiegły rok zamknął się po stronie aktywów i pasywów kwotą blisko 35 mln złotych, a zysk netto wyniósł ponad 111 tysięcy złotych. Z uwagą przyglądamy się jednak temu, co przyniesie rok 2021, który pod wieloma względami był (i jest) jeszcze trudniejszy, a którego konsekwencje mogą istotnie wpłynąć na sytuację finansowo-ekonomiczną spółki.
Po zapoznaniu się z opinią Rady Nadzorczej spółki, a wcześniej omówiwszy te kwestie na forum zarządu BZPG, w który zasiadają wójtowie i burmistrzowie gmin tworzących związek oraz starosta bielski, podjęliśmy dzisiaj szereg uchwał dotyczących m.in. zatwierdzenia sprawozdania finansowego na dzień 31 grudnia 2020 roku, sprawozdań z działalności Rady Nadzorczej i Zarządu Komunikacji Beskidzkiej SA za 2020 rok oraz podziału ubiegłorocznego zysku z przeznaczeniem go na kapitał zapasowy. Podkreślić należy, że nie wypłacona została dywidenda, a wszelkie środki zgromadzone przez spółkę będą przeznaczane na przyszłe inwestycje.
W kwitowanym roku wystąpiły zdarzenia wyjątkowe – pandemia i jej skutki istotnie wpłynęły na osiągnięte wyniki finansowe Komunikacji Beskidzkiej. Najbardziej widoczny był spadek przychodów ze sprzedaży biletów, usług turystycznych i wynajmów na zlecenie. W tym zakresie z pomocą spółce przyszła tzw. Rządowa Tarcza Antykryzysowa w wysokości 694 tys. zł oraz samorządy tworzące wtedy związek (powiat bielski i gminy: Bestwina, Buczkowice, Jasienica, Jaworze, Kozy, Porąbka, Szczyrk, Wilamowice i Wilkowice), które zwiększyły rekompensatę o 1,1 mln zł – z planowanych 11,6 mln zł do blisko 12,7 mln złotych.
Podsumowując, należy powiedzieć, że mimo niesprzyjających warunków epidemicznych Komunikacja Beskidzka SA dobrze poradziła sobie z wyzwaniami. Dlatego też jako Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy Komunikacja Beskidzka udzieliliśmy Zarządowi, tj. panom Markowi Małasze – prezesowi oraz Pawłowi Sadzy – wiceprezesowi, absolutorium z tytułu wykonania planu finansowego i zamknięcia roku obrotowego 2020, co wcześniej uczyniła także Rada Nadzorcza (tej również właściciel spółki udzielił skwitowania). Naturalnym tego skutkiem było przedłużenie obu panom kadencji, która skończyła się dzisiaj, na kolejnych 5 lat.
W imieniu właściciela spółki Komunikacja Beskidzka SA, tj. Beskidzkiego Związku Powiatowo-Gminnego, dziękuję Zarządowi i Radzie Nadzorczej za pracę w minionym roku i początkiem tego. To był czas, który wymagał od nas wszystkich wielkiej cierpliwości i rozwagi, a także odwagi w prowadzeniu spraw spółki zajmującej się komunikacją publiczną. Jeździły puste autobusy, ale wciąż istniała konieczność dotarcia do pracy, pustkami świeciły kasy, ale wspólnie jako samorządowcy dopilnowaliśmy tego, by nasza spółka nie odczuła tego finansowo, może trzeba było ciąć kursy, ale chcieliśmy utrzymać miejsca pracy. To właśnie dyktowała nam społeczna odpowiedzialność.
Jednakże największym „darem od losu” dla nas był Fundusz Rozwoju Przewozów Autobusowych, z którego pozyskaliśmy 6,4 mln złotych. Tutaj wielkie podziękowania należą się pracownikom Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego i Panu Wojewodzie. To niezwykle cenne w ogóle, ale w tym trudnym okresie w szczególności – bez tych środków na pewno nie moglibyśmy się cieszyć dobrą sytuacją ani spółki, ani związku, pomimo, że gminy i powiat rokrocznie dofinansowują transport publiczny w wysokości ponad 9 mln złotych.
Tutaj wyraz uznania i podziękowań kieruję na ręce naszych samorządów, a przede wszystkich radnych Rady Powiatu Bielskiego, Rady Gminy Bestwina, Rady Gminy Buczkowice, Rady Gminy Jasienica, Rady Gminy Jaworze, Rady Gminy Kozy, Rady Gminy Porąbka, Rady Miejskiej w Szczyrku, Rady Miejskiej w Wilamowicach oraz Rady Gminy Wilkowice, którzy każdego roku solidarnie podnoszą rękę w głosowaniu za przyznaniem dofinansowania Beskidzkiemu Związkowi Powiatowo-Gminnemu, za pośrednictwem którego realizujemy wspólne zadanie, jakim jest organizacja publicznego transportu zbiorowego. Cieszy mnie, że jesteśmy tutaj zgodni, iż to wyjątkowo ważna kwestia w naszych małych ojczyznach.
Dziękuję także pracownikom Biura Beskidzkiego Związku Powiatowo-Gminnego z dyrektorem Sewerynek Kobielą na czele, którzy na co dzień w imieniu członków zarządu BZPG „pchają ten wózek” i służą nam pomocą i radą. Dziękuję kolegom staroście, wójtom i burmistrzom z zarządu BZPG i wszystkim samorządowym radom za podjęcie się tej odpowiedzialności za realizację usług przewozowych dla naszych mieszkańców.
Dziękuję też pracownikom Biura Beskidzkiego Związku Powiatowo-Gminnego z dyrektorem Sewerynek Kobielą na czele, którzy na co dzień w imieniu członków zarządu BZPG „pchają ten wózek” i służą nam pomocą i radą. Dziękuję kolegom staroście, wójtom i burmistrzom z zarządu BZPG i wszystkim samorządowym radom za podjęcie się tej odpowiedzialności za realizację usług przewozowych dla naszych mieszkańców.
A „nowemu-staremu” Zarządowi i Radzie Nadzorczej gratuluję dzisiejszego absolutorium, życząc dobrej współpracy i efektywnej pracy na rzecz rozwoju Komunikacji Beskidzkiej SA, która w tym roku obsługuje już znacznie większy obszar BZPG, bo powiększony o gminę Kęty.
W tym roku, z dotychczasowych 3 mln kilometrów rocznie, planujemy objeździć 4,2 km. To wielka odpowiedzialność i wyzwanie, ale patrząc na to, co działo się do tej pory, wierzę, że wspólnie temu podołamy i nie zawiedziemy Was – naszych mieszkańców i pasażerów. A że to się uda, jestem tego pewien, gdyż niezawodność i rozwój to znak rozpoznawczy Komunikacji Beskidzkiej SA.
W piątek, 19 lutego, po raz pierwszy obradował Zarząd Beskidzkiego Związku Powiatowo-Gminnego (BZPG) w nowym 12-osobowym składzie, uzupełnionym o burmistrza Gminy Kęty Krzysztofa Klęczara. Dzisiaj zapadły tam dwie ważne decyzje odnośnie do spółki Komunikacja Beskidzka SA (dawniej PKS w Bielsku-Białej), której Związek jest właścicielem.
Przede wszystkim członkowie Zarządu (gminy Bestwina, Buczkowice, Jasienica, Jaworze, Kęty, Kozy, Porąbka, Szczyrk, Wilamowice, Wilkowice oraz powiat bielski) zdecydowali o podwyższeniu kapitału spółki o ponad 52%, który do tej pory wynosi 4.768.000 złotych. Zmieni się to już we wtorek podczas Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy, kiedy kapitał zakładowy wzrośnie o 2,5 miliona złotych – do 7.268.000 złotych, co istotnie wpłynie na działalność samej firmy.
Dodatkowe środki finansowe pochodzą ze składek wnoszonych przez samorządy oraz tzw. „wpisowego” gminy Kęty, która zobowiązała się przez trzy lata wnosić na rzecz związku wpłaty w wysokości pół miliona złotych rocznie. Dwa miliony złotych z kolei stanowią nadwyżkę finansową Związku wypracowaną w latach 2019-2020.
Drugą ważną decyzją jest zgoda właściciela spółki na zakup dwóch używanych autobusów midi firmy Solaris długości ok. 9 metrów, które do tej pory jeździły po austriackim Tyrolu. Oba autobusy to kilkuletnie pojazdy o silniku dieslowskim i niewielkim przebiegu, a także całkowicie sprawne i niewysłużone. Całkowity koszt zakupu autobusów to ok. 700 tysięcy złotych netto, zaś planowany termin transakcji to jeszcze ten kwartał.
Ale na tym nie koniec, gdyż podczas Zarządu Związku ustaliliśmy wspólnie z wiceprezesem spółki Pawłem Sadzą, że w przyszłym roku zasilimy tabor Komunikacji Beskidzkiej może nawet i dziesięcioma dwuletnimi gazowcami, które dzisiaj jeżdżą po jednym z krajów Unii Europejskiej. Przy okazji także przygotowujemy się do nowej edycji funduszy unijnych w ramach perspektywy finansowej 2021-2027, jako że zamierzamy złożyć kolejny projekt na zakup nawet trzydziestu kilku nowych gazowców. Komunikacja Beskidzka SA zamierza także zakupić specjalistyczny trzyosiowy samochód pomocy drogowej, który będzie można wykorzystywać w ramach działalności komercyjnej naszego przewoźnika.
Najważniejsze tegoroczne zamierzenia inwestycyjne Komunikacji Beskidzkiej obejmują także:
remont i adaptację pomieszczeń siedziby firmy przy ul. Legionów 54 na cele związane z rozwojem firmy (230 tysięcy złotych netto),
modernizację oświetlenia terenu zajezdni obejmującą wymianę dotychczasowego systemu na energooszczędny (280 tysięcy zł netto),
zakup specjalistycznego samochodu do przewozu osób niepełnosprawnych z homologację na dwa wózki inwalidzkie (137 tysięcy złotych netto),
zakup tablic informacyjnych i rozkładowych na dworzec w Bielsku-Białej (50 tysięcy zł) oraz
zakup systemu GPS wraz z monitoringiem zużycia paliwa dla pozostałych 76 autobusów (105 tysięcy złotych netto).
Jednak nie tylko bieżąca działalność spółki zostanie zasilona finansowo, ale zdecydowaliśmy się dać zielone światło na uruchomienie dwóch projektów rozwojowych – przede wszystkim (1) rozpoczęcie prac projektowych nowego centrum przesiadkowego przy ul. Warszawskiej w Bielsku-Białej na tzw. dolnej płycie dworca oraz (2) zaprojektowanie modernizacji ekonomicznej i ekologicznej zajezdni dawnego PKS-u przy ul. Legionów 54 w Bielsku-Białej. Na oba te cele zaplanowaliśmy po 300 tysięcy złotych netto.
Dzisiejszy zarząd BZPG podjął kolejną decyzję będącą krokiem milowym w rozwoju naszej komunikacji podmiejskiej w bielskim obwarzanku. Komunikacja Beskidzka SA staje się powoli prężnym graczem na rynku transportu publicznego. Nie byłoby to jednak możliwe bez dobrej współpracy poszczególnych gmin i powiatu.
Należy też podkreślić, że oprócz członków związku, tj. Powiatu Bielskiego i jego gmin: Bestwiny, Buczkowic, Jasienicy, Jaworza, Kóz, Porąbki, Szczyrku, Wilamowic i Wilkowice, a także od tego roku gminy Kęty z powiatu oświęcimskiego, nasze autobusy wjeżdżają również do Bielska-Białej oraz na podstawie zawartych porozumień administracyjnych do Czernichowa i Łodygowic w powiecie żywieckim, Chybia w powiecie cieszyńskim, Osieka w powiecie oświęcimskim i Andrychowa w powiecie wadowickim. I nie jest to z pewnością nasze ostatnie słowo…
Wraz z początkiem roku całe Jaworze zelektryzowała wiadomość o skokowym wzroście stawki opłaty śmieciowej pobieranej przez gminę. Doskonale umiem sobie wyobrazić Państwa zaskoczenie, gdy odebraliście tę informację, gdyż dotyka to nas wszystkich i istotnie wpływa na nasze comiesięczne wydatki – szczególnie że towarzyszy temu także wzrost taryfy za prąd (nowa opłata mocowa), wprowadzenie podatku cukrowego czy zmiany związane z ostateczną likwidacją OFE itp., nie mówiąc o inflacji, która powoduje wzrost cen towarów codziennego użytku i żywności czy też usług, z których na co dzień korzystamy. Dobra wiadomość (chociaż nie wiem, czy nas to uspokoi) jest taka, że jako samorząd zdecydowaliśmy się zamrozić wszystkie stawki podatków lokalnych, przede wszystkim podatku od nieruchomości, który co roku przychodzi nam płacić.
Stawka za wywóz śmieci w Jaworzu wzrosła z 23 do 30 złotych, podczas gdy jeszcze początkiem tego roku pobierana była w wysokości 15 złotych. Wzrost ten był całkowicie niezależny od działań samorządu gminy, a wpływ na to miały trendy zachodzące w całej Polsce, co było spowodowane przede wszystkim zmianami w polityce makroekonomicznej, systemie prawnym oraz tendencjami rynku producentów i konsumentów.
Dziura „śmieciowa” w gminie wyniosła prawie milion złotych i blisko tysiąc mieszkańców.Gmina nie zarabia na śmieciach, bo gmina to nie wójt i radni, ale sami mieszkańcy. Gmina nie ma innych pieniędzy niż te, które otrzymuje z podatków i opłat pobieranych od jaworzan. Zresztą tak samo się to ma z naszym państwem.
Liczę na wprowadzenie tzw. rozszerzonej odpowiedzialności producenckiej, kiedy to w naszym kraju koszty śmieci ponosić będą nie tylko konsumenci, ale przede wszystkim ci, którzy je produkują. Może kiedyś i u nas (tak jak to jest za naszą zachodnią granicą) powstaną recyklomaty na wzór kaucji pobieranej w czasach słusznie minionych.
Ale mam dla Was także dobrą wiadomość, a mianowicie taką, że gmina końcem 2020 roku nabyła wreszcie nieruchomość w Jaworzu, którą zamierza przeznaczyć na lokalizację PSZOK-u – do tej pory to właśnie brak odpowiedniej parceli z dala od gęstej zabudowy utrudniał nam uruchomienie tego punktu. O postępach w tej sprawie będę na bieżąco Państwa informował.
Poniżej prezentuję suche fakty i liczby, które popieram odpowiednimi dokumentami. Reszta to już tylko własne interpretacje i wnioski, które można w oparciu o nie formułować. Chciałbym, by rzeczywistość wyglądała inaczej, ale tak niestety nie jest. Może w przyszłości się to zmieni…
Wzrastające koszty gospodarki odpadami, co stało się powszechnym zjawiskiem w całej Polsce, dramatycznie wpłynęły na kondycję i wydajność budżetu naszej gminy, a co za tym idzie jego stabilność i zachowanie wskaźników wynikających z ustawy o finansach publicznych. Wpływ na to miało szereg czynników, które były od samorządu gminy całkowicie niezależne i zaskoczyły nas w równym stopniu co Państwa. Przede wszystkim znowelizowana została „ustawa śmieciowa”, która totalnie zmieniła podejście do segregacji. To nie był wymysł gminy, żeby wprowadzić nowe frakcje przy jednoczesnej likwidacji podziału na odpady „suche” i „mokre”, ale wymogły to na nas nowe przepisy prawne. Poza tym zmieniły się zasady rozliczania z firmą, która wywozi śmieci – do tej pory płaciliśmy ryczałtową stawkę niezależnie od tego, ile śmieci „powędrowało” na wysypisko, podczas gdy już od zeszłego roku rozliczamy się za każdą tonę wywiezionych odpadów i cena jest w każdym miesiącu inna: rzadziej mniejsza niż większa.
Kto za to więc płaci? Powiem wprost: płacimy za to wszystko sami, bo gmina – poza pieniędzmi, które otrzymuje w różnych formach od mieszkańców oraz subwencji na oświatę w zasadzie nie ma swoich pieniędzy. Wszystko, co mamy, to przecież nasze podatki – te lokalne, jak i te wpłacane do budżetu państwa… To właśnie za nie utrzymujemy obiekty sportowe, rekreacyjne i kulturowe, budujemy i remontujemy drogi i odśnieżamy je zimą, oświetlamy nocą drogi i rozbudowujemy oświetlenie uliczne, urządzamy imprezy i dbamy o przestrzeń publiczną, dopłacamy do komunikacji publicznej, utrzymujemy budynki użyteczności publicznej, a także finansujemy przedszkola (również te prywatne i leżące poza gminą, a do których chodzą jaworzańskie dzieci), biblioteki i zajęcia pozaszkolne uczniów, sprzątamy padłe zwierzęta, dotujemy schroniska dla zwierząt, noclegownie dla bezdomnych oraz izbę wytrzeźwień, świadczymy pomoc społeczną, wspieramy osoby niepełnosprawne czy wreszcie wykonujemy wiele, wiele innych zadań, które zaspakajają potrzeby naszych mieszkańców…
Końcem 2020 roku otworzyliśmy przetarg na wywóz śmieci (o tym jeszcze będzie mowa), który miał wyłonić firmę odbierającą śmieci z poszczególnych posesji. Tutaj należy zaznaczyć, że ten przetarg to nawet nie połowa kosztów, które ponosimy jako gmina, gdyż dochodzi do tego m.in. góra pieniędzy, które zostawiamy na wysypisku, bo jak Państwo się orientujecie kosztuje nas nie tylko wywóz, który realizuje Operatus, ale i składowanie śmieci. Tak, płacimy także Zakładowi Gospodarki Odpadami w Bielsku-Białej za to, że możemy pozostawić tam nasze śmieci – i to wcale niemało…
Fakty są takie, że od marca ubiegłego roku powinniśmy za śmieci płacić co najmniej 25-27 złotych za osobę, jednakże w związku z wybuchem pandemii wspólnie z radnymi zdecydowaliśmy, że utrzymamy stawkę 15 złotych od mieszkańca. Niestety w połowie roku okazało się, że ilość odpadów, które zbieraliśmy generuje taką lawinę kosztów, że nie poradzimy sobie z tym finansowo. Wiadomo, że z pustego nawet Salomon nie naleje, a ewentualne utrzymanie stawki na dotychczasowym poziomie będzie wiązać się z koniecznością rezygnacji z jakichś inwestycji, obcięcia budżetu na kulturę, sport i oświatę albo co gorsza na wydatki związane z oświetleniem ulic i placów, odśnieżaniem albo utrzymywaniem kursów autobusów. Dla większości z nas byłoby to nie do zaakceptowania. Stąd też w połowie roku zapadła trudna i ciężka decyzja, by podnieść wysokość opłaty śmieciowej do 23 złotych za mieszkańca (gdyby nie kryzys już od marca stawka wynosiłaby 25 złotych).
Poniżej przedstawiam analizy gospodarki śmieciowej od 2014 do połowy 2020 roku.
Jak już pisałem, początkowo myśleliśmy, że uda się tego uniknąć i będziemy mogli ulżyć portfelom naszych mieszkańców – tym bardziej, że spotkały nas wydarzenia, jakich nie przewidywaliśmy. Niestety na dłuższą metę było to niemożliwe – raz z powodu luki w gospodarce śmieciowej, która ostatecznie sięgnęła ponad miliona złotych, a dwa – w związku z przepisami, które przewidują tzw. bilansowania się gospodarki śmieciowej, czyli pokrywanie jej kosztów z otrzymywanych opłat, a nie pieniędzy, które mogłyby być przeznaczone na inny cel. Mówiąc prościej, ustawa sejmowa nałożyła na samorządy obowiązek samofinansowania się systemu odbioru odpadów, co z jednej strony oznacza, że gmina ani nie może zarabiać na opłatach za odbiór odpadów, ani nie może do tego systemu dopłacać z innych środków budżetowych, a całość opłat zbieranych przez gminę ma finansować wyłącznie i w pełni koszty funkcjonowania tego systemu.
Dlaczego zatem koszty odbioru śmieci tak drastycznie podrożały? Składa się na to wiele faktów i przesłanek, które jak wcześniej podkreślałem, były od naszej gminy całkowicie niezależne i jako samorząd nie mieliśmy na to praktycznie żadnego wpływu – podobnie zresztą jak blisko trzy tysiące innych gmin w Polsce. Trzeba też powiedzieć, że podejmując decyzję o stawce opłaty śmieciowej, ani wójt, ani radni nie biorą jej z przysłowiowego sufitu, ale kierują się po prostu rachunkiem ekonomicznym oraz względami społecznymi.
Gmina nie zarabia i nie może zarabiać na śmieciach, gdyż odpowiada tylko za organizację systemu, tj. odbiór odpadów spod bramki i zawiezienie ich na wysypisko, co oznacza, że nie sprzedajemy ich do utylizacji czy na recykling, ale wręcz przeciwnie – płacimy za to, by się ich pozbyć. Taka do tej pory jest filozofia polskiego systemu śmieciowego, ustalonego nie tutaj na dole, ale w Warszawie i nie można z tym w chwili obecnej w żaden sposób dyskutować. To dotyczy całego kraju. Ale po kolei.
Cena za wywóz śmieci zależy od następujących czynników:
ilości śmieci wytworzonych „u źródła”, tj. przez ich „producenta”, czyli przez nas samych;
kosztów odbioru śmieci w naszych domostwach, które zależą tak od ich ilości, jak i od wykonywanych przez firmę odbiorową kursów – im więcej segregowania, tym więcej jazdy po gminie (tutaj raz jeszcze podkreślę – ilość frakcji, na które segregujemy śmieci, nie wymyśliła sobie gmina, ale wynika to z ustawy i woli naszych parlamentarzystów oraz odpowiednich przepisów wykonawczych ministerstwa środowiska);
kosztów składowania śmieci na wysypisku w Lipniku, w Bielsku-Białej, gdzie trafiają wszystkie odpady z Jaworza, a które ustala firma Zakład Gospodarki Odpadami w Bielsku-Białej (zresztą jeszcze do niedawna nie mieliśmy wyboru, na jakie wysypisko trafią nasze śmieci, gdyż wynikało to z uchwał sejmiku województwa) – i tak np. w 2020 roku cena papieru i tektury oraz opakowań z tych surowców wzrosła z 15 złotych za tonę do 70 złotych (wzrost o 366%), a wielkie gabaryty w 2019 kosztowały nas 324 zł za tonę, a w 2020 – już 540 złotych (cennik dostępny poniżej);
nowych zasad segregacji i słabej jej jakości – obrazowo mówiąc, jeżeli w jakiejś frakcji, np. „papierowej” znajdą się inne odpady, bo ktoś coś podrzucił albo źle zasegregował, to na wysypisku zapłacimy cenę wyższą, jak gdybyśmy oddali odpady zmieszane, co nie tak rzadko się zdarza;
wysokości tzw. „opłaty marszałkowskiej”, tj. specjalnej opłaty środowiskowej ustalanej przez ministra środowiska, która jest swoistą karą za pozostawienie odpadów na składowisku, a nie ich ponownym wykorzystaniu w gospodarce, np. recyklingu, biogazowaniu czy spaleniu. Tutaj należy zaznaczyć, że ich wysokość za poszczególne frakcje jest różna i sięga dzisiaj nawet ok. 300 złotych za tonę, podczas gdy do końca 2017 roku było to 24,15 zł/t, w 2018 – 140 zł/t, w 2019 – 170 zł/t, w 2020 – 270 zł/t, a w 2021 – nawet 301,84 zł za tonę;
wzrostu kosztów pracy związanych z podnoszeniem pensji minimalnej – dla przypomnienia w 2017 roku minimalne wynagrodzenie wynosiło 2.000 złotych, w 2018 – 2.100 zł, w 2019 – 2.250 zł, w 2020 – 2.600 zł, a w tym roku będzie to już 2.800 złotych. Ta dynamika nie pozostaje bez wpływu na koszty ponoszone tak przez firmę odbierającą, jak i samo wysypisko, co przekłada się na oferowane przez nich ceny gminie;
podwyżki cen energii i paliw, który dotyka całą branżę śmieciową na każdym odcinku cyklu odbioru i zagospodarowywania odpadów, a także wzrastającej inflacji, z którą znowu przyszło się naszej gospodarce mierzyć – dotyczy to i wysypiska, i firmy zbierającej śmieci,
kryzysu i zachwiań na krajowym i globalnym rynku surowców wtórnych, który odczuwa światowy wzrost, by nie powiedzieć zalew, produkowanymi przez nas odpadami, a które potem po prostu trudno przetworzyć. Dotyka to w zasadzie już wszystkich frakcji – zarówno papieru (w 2019 r. papiernie i zakłady przetwarzające makulaturę płaciły jeszcze ok. 250 zł za tonę papieru i tektury, dzisiaj nie rzadko już odbierają taką ilość, ale za dopłatą w takiej wysokości), jak i folii, tworzyw sztucznych czy opon;
zaostrzenia wymagań dotyczących odpadów selektywnie zebranych – wiąże się to z koniecznością spełnienia wymogów UE, co do poziomu odzysku odpadów (50%). Restrykcyjne kryteria mogą stwarzać konieczność dodatkowego podczyszczania odpadów w sortowniach oraz powodować wzrost kosztów funkcjonowania instalacji przetwarzania odpadów komunalnych, a także nakładanie na gminy kar finansowych za nieosiągnięcie określonych w prawie progów;
dziury osobowej w deklaracjach, tj. zaniżonej rzeczywistej liczby mieszkańców, którzy płacą za śmieci, co może wynikać np. z faktu, że część osób mieszka poza miejscem zameldowania albo z zatajania informacji przekazywanych do urzędu;
braku tzw. rozszerzonej odpowiedzialności producenta, chociażby za opakowania, w które wkłada się kupowane przez nas produkty, np. pasty do zębów w kartonowych pudełkach zawiniętych w folię, książki dostarczane z księgarni internetowych obwinięte folią bąbelkową i tekturą zabezpieczoną taśmą klejącą albo plastikową, nie mówiąc już o pakowaniu prezentów nie tylko ozdobny papier czy świąteczną torebkę, ale trociny, plastikowe sprężynki czy inne „badziewie”, które zaraz po odpakowaniu wyrzucimy. Dzisiaj za śmieci płaci tylko konsument, a nie producent czy sprzedawca.
To wszystko sprawia, że koszty gospodarki odpadami w całej Polsce rosną na taką skalę, jakiej jeszcze dotąd nie widzieliśmy, a jednocześnie drenują nasze portfele. Nie wiemy jednak, jak na to wszystko wpłynie pandemia koronawirusa, chociaż wiosną i latem 2020 roku (przy okazji lockdownu) zaobserwowaliśmy wzmożone sprzątanie piwnic i strychów, remontowanie mieszkań czy czyszczenie ogrodów i domków gospodarczych. I w związku z faktem, że obowiązujący od 2013 roku system śmieciowy w Polsce jest solidarny, koszty takich działań jednakowo obciążają wszystkich mieszkańców gmin jak Polska długa i szeroka.
Jak to wygląda w Jaworzu?
Przede wszystkim możemy zaobserwować – również na naszym podwórku – wzrastającą konsumpcję dóbr codziennego użytku czy żywności, której niechcianym efektem jest mimo wszystko rosnąca ilość odpadów w naszych gospodarstwach domowych. Zerknijmy, jak to wyglądało u nas na przestrzeni lat – kiedyś (w październiku 2017 roku) opublikowałem taki obrazek (zobacz poniżej). Dzisiaj musiałby być uzupełniony. I tak:
w 2014 roku zebraliśmy 2.633,40 ton, co w przeliczeniu na 1 mieszkańca daje ok. 370 kg,
w 2019 roku – 3.482,08 ton co w przeliczeniu na jednego mieszkańca daje ok. 475 kg,
w 2020 roku zebraliśmy ok. 3.700 ton, czyli każdy z nas wyprodukował ponad pół tony (508 kg) śmieci w ciągu całego roku.
Krótko mówiąc, więcej śmieci to w prostym równaniu większe opłaty – tym bardziej, że w naszej gminie nie ma większych ograniczeń, jeżeli chodzi o ilość oddawanych śmieci, co chociażby wynika z braku Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych (PSZOK), o czym jeszcze niżej będzie mowa, gdyż tutaj mam optymistyczne informacje.
Podkreślić należy, że mieszkańcy uiszczają stałą opłatę, która jest niezależna od ilości oddanych śmieci. Rezultat jest taki, że tylko w 2020 roku koszt odbioru, transportu i utylizacji odpadów wyniósł ok 2,5 mln złotych, podczas gdy wpłaty od mieszkańców zamknęły się kwotą zł 1,67 mln złotych. Oznacza to, że z innych środków budżetu Jaworza musieliśmy wyasygnować ok. 0,85 miliona złotych, aby zapłacić wszystkie faktury (podkreślić trzeba, że na ten cel nie wolno nam zaciągnąć jakiegokolwiek kredytu). Te pieniądze przesunęliśmy z innych źródeł, np. inwestycji drogowych czy zajęć pozalekcyjnych itp. W roku pandemicznym było to jeszcze możliwe, ale czy w normalnej sytuacji rodzice naszych dzieci by się na to zgodzili? Wątpię.
Raz jeszcze przypomnę, że wszystkie środki, którymi dysponuje gmina, to nie jakieś pieniądze z nieba, ale nasze podatki, które bezpośrednio lub pośrednio wpłacamy do budżetu. Tutaj przywołam cytat z Margaret Thatcher: „Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy”.
„Znikająca” liczba domowników to kolejny problem, z którym musimy się mierzyć w urzędzie, a który istotnie wpływa na sytuację finansową dla wszystkich pozostałych mieszkańców – na podstawie złożonych deklaracji śmieciowych oraz korekt do deklaracji śmieciowych w ostatnim czasie z systemu zniknęło ok. tysiąc osób! Otóż w Jaworzu zameldowanych jest dzisiaj blisko 7,4 tysiąca mieszkańców, a deklaracje złożyło nieco ponad 6,4 tysiąca. W najbliższym czasie podejmiemy działania na rzecz weryfikacji tych oświadczeń, bazując nie tylko na danych z meldunków, ale również ruchu budowlanego, podatków lokalnych czy świadczeń uzyskiwanych ze środków publicznych, np. 500 plus itp. Nie może być bowiem tak, że jedni będą płacić, a drudzy „zwalą” ten obowiązek na sąsiada. Wielkim nietaktem jest, i chyba każdy mi przyzna tutaj rację, pójść na imprezę na tzw. „krzywy …” – by nie rzec dosadniej.
Problemem jest także dołączanie odpadów z działalności gospodarczej do śmieci komunalnych przez niektórych przedsiębiorców, w związku z czym zadecydowaliśmy, że z systemu wyłączymy nieruchomości niezamieszkałe, a prowadzący działalność gospodarczą, świadczący usługi w różnych branżach przedsiębiorcy, ale i szkoły, szpitale czy cmentarze, a także sklepy będą we własnym zakresie podpisywali umowy na odbiór śmieci oraz ponosili związane z tym koszty. Tym bardziej, że Trybunał Konstytucyjny istotnie obniżył maksymalne stawki na ten cel, preferując nieruchomości niezamieszkałe kosztem domostw prywatnych.
W większości polskich gmin, w tym jeszcze niedawno w Gminie Jaworze – do przetargów na odbiór odpadów przystępuje z reguły jedna firma. Zdaniem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów brak konkurencji pomiędzy firmami jest dzisiaj główną przyczyną podwyżek. Nie chcę na ten temat zabierać głosu, gdyż nie jestem do tego uprawniony, ale ten fakt jest nader widoczny w ostatnim czasie. Jednakże muszę zaznaczyć, że w przeprowadzonym w zeszłym roku przetargu na odbiór śmieci w Jaworzu zmierzyły się dwie firmy:
Konsorcjum PHU Operatus i Operatus Sp. z o.o. Sp. komandytowa, które zaoferowało cenę 314,17 złotych za jedną odebraną tonę naszych śmieci,
Zakład Oczyszczania Miasta „Tros-Eko” Sp. z o.o., który wyszedł z ceną 430,92 złotych za tonę.
W wyniku ww. przetargu wybrana została oferta tańsza – zresztą oferta droższa musiała zostać ze względów formalnoprawnych odrzucona. Całość dokumentacji przetargowej dostępna jest na stronie BIP oraz jest do wglądu w siedzibie Urzędu Gminy Jaworze (po wcześniejszym umówieniu się).
Koszty funkcjonowania systemu gospodarki odpadami w Jaworzu w roku 2020 istotnie odbiegły od planowanych wartości, na co miał wpływ znaczący wzrost cen, ilości oddanych śmieci (m.in. w związku z sytuacją pandemiczną) oraz trendy na tym rynku. Przyjrzyjmy się temu (dane w oparciu o faktury, które publikuję poniżej) dokładniej. Rzeczywiste koszty funkcjonowania systemu w 2020 roku:
Koszty administracyjne i edukacyjne: 162.093,85 zł
Opłaty od mieszkańców: ~1.672.000 zł
Różnica na minus: – 846.475,82 zł
W przyjętej filozofii systemu gospodarki odpadami w naszym Urzędzie do kosztów obciążających mieszkańca nie wliczamy niektórych kosztów (kosztów przygotowania przetargu, monitoringu, zakupu koszy ulicznych i dzwonów, programów komputerowych, edukacji ekologicznej, inwestycji, kosztów gospodarki śmieciowej urzędu i gminnych instytucji itp.), ale jedynie koszt odbioru odpadów oraz koszt składowania na wysypisku w Bielsku-Białej. Takie podejście jest jednak kwestionowane przez organy nadzoru – wojewodę i regionalną izbę obrachunkową. Dodatkowym kosztem jest tzw. minus na inwestycjach gminnych, czyli zaniechanie realizacji zadań, które moglibyśmy wykonać, gdyby nie konieczność załatania dziury, która wyniosła prawie 900 tysięcy złotych.
Podkreślić też należy, że częstotliwość wywozu śmieci, organizacja zbiórek sprzętu RTV i AGD oraz wielkich gabarytów bezpośrednio sprzed nieruchomości to pewne wyróżniki naszego systemu, których w większości inne gminy nie oferują. Ma to jednak związek z faktem, że w Jaworzu póki co nie ma Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych.
Tutaj mam dobrą wiadomość, że gmina końcem 2020 roku nabyła wreszcie nieruchomość w Jaworzu, którą zamierza przeznaczyć na lokalizację PSZOK-u – do tej pory to właśnie brak odpowiedniej parceli z dala od gęstej zabudowy utrudniał nam uruchomienie tego punktu.Niemniej jednak to zamierzenie nie będzie zrealizowane od razu, gdyż przepisy prawne oraz względy organizacyjne wymagają od nas sporych nakładów pracy oraz przygotowań. Przede wszystkim najpierw musi zostać zmieniony miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego oraz studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania. Jeżeli uda się nam szybko załatwić tę sprawę, otworzy się droga do stworzenia w Jaworzu właśnie tego punktu, co pozwoli jeszcze lepiej realizować zadania w zakresie gminnej gospodarki odpadami. O kolejnych krokach w tej sprawie będę Państwa na bieżąco informował.
Rok 2021, jeżeli chodzi o koszty gminy i wydatki mieszkańców na gospodarkę śmieciową, nie zaczął się optymistycznie. Bilans minionych dwunastu miesięcy zamknął się sporą i nieoczekiwaną różnicą pomiędzy przychodami z opłaty „śmieciowej”, a wydatkami na funkcjonowanie systemu. Raz jeszcze powiem głośno: gmina nie zarabia na śmieciach, jest tylko pośrednikiem w przekazywaniu opłat zebranych od mieszkańców za wywóz i zagospodarowanie odpadów, a co za tym idzie gmina nie może też przeznaczyć środków z budżetu na ten cel, bo nie ma takiego umocowania prawnego.
Pamiętajmy jednak, że system gospodarki odpadami tworzymy my sami, to od nas zależy ile będziemy produkować odpadów, jak będziemy je segregować a co za tym idzie ile będziemy za nie płacić.
_______________________
Poniżej publikuję faktury, które otrzymaliśmy w ub. roku za składowanie odpadów oraz ich odbiór z poszczególnych nieruchomości. Proszę zerknąć samemu.
Wiem, że nie wszystkich Państwa zadawala ta informacja, ale takie są fakty, które postarałem się krótko i rzeczowo przedstawić oraz przedłożyć na ich potwierdzenie dokumenty. O kwestiach dotyczących śmieci będziemy systematycznie informować na łamach Echa Jaworza oraz na stronie internetowej gminy.
W związku z pojawiającymi się w mediach informacjami na temat mojego stanowiska odnośnie do projektu pn. „Rewitalizacja linii kolejowej nr 190 na odcinku Skoczów – Bielsko-Biała jako niezbędny element połączenia Śląska Cieszyńskiego z centralną częścią województwa” informuję, że nie mówię „nie” rewitalizacji tej linii, nie zgadzam się tylko z pomysłem, by sfinansować jej rezurekcję ze środków samorządów gminnych i powiatowych – tym bardziej, że to zadanie regionalne i państwowe przecież.
Ale mam kilka ale… Oto one:
W interpelacji Posła na Sejm RP Przemysława Koperskiego czytamy o tym problemie, a odpowiedź na nią przynosi bardziej szczegółowe informacje. Ministerstwo wskazuje, że nie planuje tej inwestycji w bieżącej perspektywie finansowej, jak również zadanie to nie zostało ujęte w Krajowym Programie Kolejowym do 2023 roku.
Ministerstwo rozważa ten temat w kolejnej perspektywie (2021-2027), wskazując jednocześnie, że samorząd województwa śląskiego przyznał temu zadaniu niski priorytet, co oznacza, że zadanie to winno być finansowane z poziomu krajowego (nie lokalnego!!!), a nie w ramach środków Regionalnego Programu Operacyjnego. W opinii ministerstwa zadanie to ma jednak bardziej charakter regionalny.
Ministerstwo wskazuje, że programem dedykowanym temu zadaniu może być „Kolej Plus”, który to program będzie realizowany przez PKP, a samorząd terytorialny (moim zdaniem szczebla wojewódzkiego lub metropolitalnego) będzie mógł aplikować o środki finansowe na wkład własny 15%.
Na zadane w interpelacji pytanie ministerstwo oszacowało koszt realizacji tego zadania na 217 mln złotych netto, co oznacza że ponad 30 mln złotych musi wyasygnować strona samorządowa.
Przed nami perspektywa finansowa 2021-2027, która przyniosła dzisiaj niebotyczny budżet unijny – dlaczego więc nie poczekać? Może znajdą się środki na to bez potrzeby angażowania biedniejszych samorządów, które mają ważniejsze potrzeby do realizacji od kolei żelaznych.
W odpowiedzi na Pana interpelację marszałek Jakub Chełstowski odpowiedział w tym względzie: „Panujący stan epidemii oraz związane z tym pojawienie się wielu niewiadomych dotyczących kierunku, w którym rozwinie się sytuacja, nie pozwala na składanie deklaracji, co do przyszłego finansowania inwestycji w zakresie infrastruktury kolejowej. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest niepewność co do wysokości zasadniczego źródła przychodów finansowych województwa, uzyskanych z udziału w podatku dochodowym od osób fizycznych i prawnych. Nie mając zabezpieczonych wymaganych środków finansowych, zaciąganie zobowiązań na rzecz nowych zadań jest działaniem nieodpowiedzialnym. Uwzględniając powyższą okoliczność, informuję, że Zarząd Województwa nie podejmie starań o włączenie linii kolejowej nr 190 do Programu Kolej+”. Skoro zamożne województwo śląskie nie ma na to funduszy, proszę nie oczekiwać od małego Jaworza (7,5 tys. mieszkańców, 42 mln budżetu, 1 km trakcji w swoich granicach, tj. 0,5% całej linii – w dodatku bez dworca), że postrzegamy tę sytuację odmiennie.
Przeanalizowałem koszty realizacji podobnego przedsięwzięcia w ramach zadania „„Rewitalizacja linii kolejowych nr 694/157/190/191 Bronów – Bieniowiec – Skoczów – Goleszów – Cieszyn / Wisła Głębce” – okazało się, że ogłoszony przez PKP PLK w połowie stycznia 2018 przetarg na kwotę ok. 350 mln zł zakończył się koniecznością dołożenia dodatkowych środków w wysokości ponad 30% pierwotnej sumy. Jaką mamy pewność, że w tym przypadku nie będzie inaczej… Dodatkowa suma obciąży naszą gminę.
Inna sprawa to ustawa o publicznym transporcie zbiorowym w kontekście utrzymania trwałości projektu. Organizatorem przewozów kolejowych jest w naszym regionie samorząd województwa, a operatorem spółka Koleje Śląskie. Jak zawsze decyduje rentowność linii o jej funkcjonowaniu i finansowaniu – podobnie jak w komunikacji autobusowej. Stąd całkiem realna jest przyszła dopłata Jaworza do tzw. wozokilometrów, jeżeli wpływy z niej nie pokrywałyby kosztów.
No i kilka faktów, które są takie:
długość linii po Jaworzu to zaledwie JEDEN kilometr, który biegnie po obrysie północno-wschodniej granicy z miastem,
odległość od dotychczasowego dworca do centrum Jaworza to najczęściej ponad 3 kilometry plus,
tory po jaworzańskiej stronie biegną mniej więcej od sklepu Netto (nieco za ul. Niecałą na wschód) do ul. Dziewanny – Darniowej w Wapienicy,
dworzec Jaworze-Jasienica zlokalizowany jest na terenie gminy Jasienica, co oznacza, że wbrew nazwie nie leży na terenie Jaworza,
odległość od pawilonu Netto do dworca Jaworze-Jasienica (gdzie zaplanowano przystanek w Jaworzu) to jakieś 900 metrów (nawet średnia odległość między przystankami Trójmiejskiej SKM to jakieś 1,7 km), zaś od Dziewanny do dworca w Wapienicy to ok. 1,4 km,
konieczne byłyby dodatkowe wielomilionowe nakłady inwestycyjne na wykonanie przystanku w Jaworzu, w tym nowych obiektów typu: peron, dworzec, droga dojazdowa parking itp. – może nawet w identycznej kwocie.
Linia kolejowa w Jaworzu zaznaczona na różowo
Zatem na chwilę obecną nie widzę możliwości włączenia się Jaworza w finansowanie tego projektu, ponieważ:
Jaworza na to nie stać (zaproponowany udział w finansowaniu to kwota ok. 2,3-3,6 mln złotych, czyli nawet 14% wkładu własnego, a przy okazji to wydatek rzędu 5,5-7,5% rocznego naszego budżetu),
udział w projekcie wymagałby zwiększenia zadłużenia gminy, a od wielu lat prowadzimy działania na rzecz zmniejszania poziomu długu publicznego,
koronawirus powoduje niesamowite znaki zapytania, jeśli chodzi o finanse gminne – na to m.in. uwagę zwracał marszałek województwa,
dzisiejsze centrum życia gminy jest gdzie indziej – daleko poza linią kolejową (odległość linii kolejowej od naszego centrum życia to nawet grubo ponad 3 km, a nawet 7 w przypadku południowej jej części).
Zadania w zakresie transportu kolejowego leżą w gestii regionu albo państwa, a nie gminy. Zgodnie z zasadą pomocniczości (subsydiarności) i decentralizacji władzy w państwie to nie mniejszy ma pomagać większemu, ale większy mniejszemu. Dlatego też jest to sprzeczne z istotą samorządu. Poza tym zadaniem własnym gminy jest zaspokajanie potrzeb wspólnoty lokalnej, a tutaj jakoś tego nie widzę. Od siedemnastu lat, kiedy to pracuję w Jaworzu, nie spotkałem się z jakoś bardziej wyartykułowanymi potrzebami w tym zakresie.
Przez ostatnie lata zaangażowaliśmy się w ratowanie bielskiego PKS-u, świadczącego już wkrótce swoje usług jako Komunikacja Beskidzka, bo to interesuje mieszkańców. Może również dlatego, że na terenie naszej gminy nie ma ani jednego dworca kolejowego, a lokalizacja jakiegokolwiek nowego przystanku na linii w Jaworzu to wydatek kilku milionów złotych (budynek, parkingi, drogi dojazdowe, wywłaszczenia itp.), który stałby pewnie po stronie gminy, bo nie byłby objęty projektem.
Nie znajduję żadnego uzasadnienia w finansowaniu przez gminy zadań, które należą do jednostek wyższego rzędu, nie odmawiając racji istnienia tej linii (zresztą i tak zweryfikuje to popyt mieszkańców i turystów na jej usługi).
Zatem reasumując, rewitalizacja linii Bielsko-Skoczów w mojej opinii to zadanie raczej dla województwa niż dla gminy, gdyż kolej ma charakter regionalny, a nie lokalny … no i nie ma żadnej pewności, że jakikolwiek pociąg tędy pojedzie albo że nie zejdzie z trasy, gdy okaże się, że jest nierentowna.
Stąd moje obawy i postawa w tym zakresie. Nie mówię „nie, bo nie”, ale biorąc pod uwagę nasze możliwości i potrzeby tutaj w Jaworzu oraz wyżej przytoczone argumenty, nie jest to w żaden sposób uzasadnione, by współfinansować z naszych podatków i kosztem innych inwestycji to przedsięwzięcie. Przynajmniej nie dzisiaj. Poczekajmy na kolejną perspektywę finansową…
W ubiegłym tygodniu Rada Gminy Jaworze przyjęła uchwałę wyrażającą stanowisko władz gminy w sprawie powstania w sąsiedniej gminie tzw. instalacji termicznego przekształcania odpadów komunalnych, czyli popularnie mówiąc spalarni śmieci.
W uchwale jaworzańscy radni, informując, że zapoznali się z uchwałą Rady Miejskiej w Bielsku-Białej z dnia 28 stycznia 2020 roku w sprawie wyrażenia akceptacji na podjęcie działań w zakresie realizacji przedsięwzięć zmierzających do powstania na terenie Bielska-Białej instalacji termicznego przekształcania odpadów komunalnych, podnieśli m.in. argumenty związane z funkcją turystyczną i aspiracjami uzdrowiskowymi Jaworza, a także priorytetów jego rozwoju, a także zadeklarowali, troskę o rozwój społeczno-gospodarczy i środowiskowy naszej gminy oraz dbałość o jakość życia mieszkańców, ich zdrowie oraz perspektywy dla następnych pokoleń.
Rada Gminy Jaworze w swej uchwale wyraźnie zapisała, że nie neguje prawa sąsiedniej gminy do podejmowania własnych decyzji w ramach jej kompetencji ani też nie wkracza w jej działania administracyjne, gdyż nie ma takiej możliwości zgodnie z istniejącymi przepisami prawa. Rada Gminy Jaworze nie dokonała też żadnej oceny uchwały podjętej przez rajców miejskich, gdyż ich uchwała ma charakter intencyjny i kierunkowy, a co za tym idzie uchwała ta nie rodzi żadnych skutków prawnych oraz nie pociąga za sobą jakiejkolwiek decyzji – w tym w zakresie lokalizacji takiej inwestycji.
Rada Gminy podkreśliła swoją rolę jako organu stanowiącego w gminie w zakresie wszelkiego rodzaju przedsięwzięć mogących istotnie ingerować w przestrzeń życiową mieszkańców – tak podejmowanych w Jaworzu, jak i poza nim. W tym zakresie rajcy gminny wyrazili stanowisko, że jakiekolwiek decyzje dotyczące działań objętych ww. uchwałą nie mogą zapadać poza ich wiedzą i zgodą, a każdego rodzaju rozstrzygnięcia i działania będą z uwagą śledzić, gdyż wymaga tego dobro gminy i jej mieszkańców. Co więcej, będą w tym zakresie aktywnie działać – w tym za pośrednictwem Komisji Środowiska i Przestrzeni Publicznej, którą upoważnili do monitorowania tego tematu.
W uchwale tej wyznaczyli wójtowi (organowi wykonawczemu w gminie), czyli mi, tzw. kierunki działania, apelując, bym w zakresie tego przedsięwzięcia kierował się treścią przyjętej uchwały i konsultował z radą wszelkie kroki o charakterze prawno-administracyjnym i faktycznym, mając przede wszystkim na uwadze to, że wciąż aktualne pozostają starania i dążenia do przywrócenia naszej miejscowości statusu uzdrowiska oraz przyjęcia w ślad za tym nazwy Jaworze-Zdrój, a także i to, by priorytetem była ochrona jakości życia na obszarze Gminy Jaworze oraz zachowanie środowiska naturalnego w niepogorszonym stanie.
Radni w uchwale podkreślili również, że wszelkie działania w zakresie budowy spalarni śmieci muszą być podejmowane przy jak najszerszej współpracy władz publicznych z sektorem prywatnym i społeczeństwem. Tak stanie się też w Jaworzu. Zgodnie z uchwałą każde rozstrzygnięcie lub opinia wydana w sprawie przez radnych lub wójta będą szeroko konsultowane z mieszkańcami. W tej akurat sprawie najważniejsza jest bowiem informacja, wiedza i świadomość nas wszystkich.
Jakiś czas temu przeczytałem na stronach internetowych Rzeczpospolitej artykuł pt. „PKS-y wciąż padają, górą kolej”, w której jego autor stawia tezę, że rządowa pomoc, mająca wskrzesić PKS-y, nie spełnia oczekiwań, a poziom wykorzystania środków Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych jest znikomy. Na kłopotach przewoźników autobusowych, którzy powoli się zwijają, powinna – zdaniem dziennikarza – korzystać kolej. Całkiem możliwe, że w wielu wypadkach ma rację, ale w przypadku naszego regionu sytuacja ma się zgoła odmiennie.
Powiat bielski tworzą gminy graniczące mniej lub bardziej ze stolicą dawnego województwa bielskiego. To między innymi sprawia, że nasi mieszkańcy są żywo zainteresowani połączeniami z Bielskiem-Białą w tej czy w innej formie. Jako że „czerwony autobus” od dawna nie wjeżdża do niektórych gmin, jak np. Jaworze, a do innych tylko wtedy, gdy dany samorząd zdecyduje się na zawarcie stosownej umowy z władzami bielskiej gminy, a co za tym idzie sfinansuje w całości koszty z tym związane (tak jest w przypadku Bestwiny, Jasienicy czy Wilkowic), konieczne jest zapewnienie ludziom innej formy transportu do miasta. Takim rozwiązaniem jest PKS w Bielsku-Białej S.A. – do 2008 roku spółka Skarbu Państwa, przejęta przez Powiat Bielski, a w 2018 roku przekazana w całości do Beskidzkiego Związku Powiatowo-Gminnego.
Wielokrotnie pisałem o tym, czym jest BZPG i nie jest moim zamiarem powtarzanie się. Zresztą na powyższym rysunku sami Państwo widzicie, jaki obszar on obejmuje. Odniosę się jedynie do Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych jako rozwiązania systemowego mającego na celu wsparcie funkcjonowania lokalnej komunikacji podmiejskiej. Na początek kilka prawd „nieobjawionych”, ale faktów współczesnej rzeczywistości:
komunikacja publiczna nie była, nie jest i nie będzie nigdy dochodowa – oczywiście są przewoźnicy prywatni, którzy podejmują się działalności w tym zakresie, ale tylko na liniach rentownych i w czasie największego zainteresowania przewozami – na innych trasach, a także w czasie wakacji, dni wolnych od pracy czy świąt nie przejawiają większej aktywności, gdyż im się to po prostu nie opłaca – tutaj w sukurs musi przyjść gmina, powiat lub województwo,
przewoźnik prywatny nie zapewnia (bez dofinansowania publicznego) ulg w przewozach dla dzieci czy młodzieży szkolnej ani dla emerytów i rencistów, a już w ogóle zwolnień z opłat dla seniorów, jak np. PKS dla osób w wieku 70+,
przejazd tzw. busikami nie należy do najwygodniejszych ani do najbezpieczniejszych przeżyć ludzkich,
zauważalny jest coraz większy spadek liczby przejazdów transportem publicznym na skutek zwiększania się liczby samochodów – kiedyś na ulicy nierzadko był jeden albo dwa samochody, dzisiaj na jednej posesji często stoją cztery albo więcej pojazdów,
wskutek zwiększania się ruchu na naszych ulicach oraz inwestycji drogowych coraz częściej tworzą się korki i zatory, które z jednej strony powodują spadek prędkości autobusu, a co za tym idzie punktualności odjazdów i przyjazdów z punktu A do punktu B – to z kolei sprawia, że my sami przekonujemy się do tego, że samochód osobowy jest wygodniejszym i bardziej elastyczniejszym środkiem transportu,
tym samym autobusami jeździ coraz mniej osób – w tym dzieci, które sami dowozimy często do szkoły czy na zajęcia pozalekcyjne – a to sprawia, że wzrastają koszty związane z finansowanie komunikacji publicznej, a przez to i cenybiletów jednorazowych i miesięcznych,
samorządy, nie chcąc ponosić lawinowo rosnących kosztów finansowania komunikacji zbiorowej – w szczególności podmiejskiej – decydują się ograniczać swoją rolę w tym zakresie, częstokroć po prostu pozbywają się tego zadania i nie realizują go w ogóle – to jednak niedotyczy powiatu bielskiego i jego gmin, gdyż jako nieliczni w Polsce zdołaliśmy utrzymać naszego przewoźnika.
Jest to tzw. błędne koło transportu publicznego – krótko mówiąc przybywa nam samochodów autobusowych, ale nie wzrasta przepustowość dróg i parkingów, drożeje paliwo i koszt jednostkowy pracy, co przekłada się na ceny biletów, brakuje inwestycji w nową infrastrukturę, w tym tabor autobusowy, a od lat 70-tych ubiegłego stulecia przesiadamy się sami do własnych aut, bo szybciej, wygodniej i elastyczniej. Ale są wśród nas i tacy, którzy są skazani na autobusy, bo nie mają prawa jazdy (są za młodzi albo nie zrobili, nie stać ich na własny środek komunikacji, wolą z różnych przyczyn kupować bilety…). I tu jest rola samorządu, który to zadanie winien realizować.
W powiecie bielskim, przede wszystkim za sprawą starosty Andrzej Płonki, solidarnie stwierdziliśmy, że zapewnienie transportu publicznego w naszym regionie jest zadaniem priorytetowym. Może nie wykonujemy go idealnie, z całą pewnością zidentyfikujemy wiele jego mankamentów, ale patrząc na warunki komunikacyjne w ościennych powiatach, nasza sytuacja wygląda naprawdę nieźle. Nie tylko dofinansowujemy lukę w biznesie (czyli różnicę między wpływami z biletów a faktycznymi kosztami) w wysokości nieco ponad 9 milionów złotych, ale podejmujemy działania na rzecz rozwoju taboru: kupujemy autobusy – zarówno te nowe, o których pisałem, jak i używane, które zastąpią na jakiś czas najbardziej wysłużone pojazdy.
Od lat nikt na górze nie interesował się tematem komunikacji podmiejskiej, zostawiając temat strukturom lokalnym. Dopiero w 2019 roku ruszyła ustawa o Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych „PKS+”. To pierwszy raz, gdy władze centralne przyjrzały się naszym wiejskim przystankom. Nie jest to może instrument doskonały, ale jednak jest. Z budżetu państwa uzyskujemy dofinansowanie w wysokości 1 złotego do tzw. wozokilometra (inna rzecz, że realny jego koszt to blisko 6 złotych), ale to jednak coś. Dzięki temu wsparciu mogliśmy pozyskać w zeszłym roku blisko600 tysięcy złotych dofinansowania od wojewody śląskiego, a na 2020 roku planujemy, że kwota ta wyniesie aż 2,2 miliona złotych. Dzięki temu unikniemy nie tylko zwiększenia obciążeń poszczególnych gmin czy powiatu, ale i podwyżki cen biletów na naszych podmiejskich trasach komunikacyjnych.
Dzięki wsparciu z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych w ramach umowy z Urzędem Wojewódzkim nasz Związek będzie w stanie:
utrzymać na obecnym poziomie ceny biletów autobusowych,
nie podnosić kosztów gmin i powiatu w zakresie finansowania komunikacji autobusowej w regionie,
sfinansować 27 linii zwykłych, 9 linii szkolnych i 3 linie specjalne (np. dla osób niepełnosprawnych),
zaplanować pokonanie 3,15 mln kilometrów na trasach po powiecie bielskim i mieście, a także wjedzie do powiatu żywieckiego (gminy: Czernichów i Łodygowice) oraz cieszyńskiego (gmina Chybie), a także do woj. małopolskiego (gmina Kęty),
wykonać w każdym dniu roboczym 553 kursów, w soboty – 165, a w niedziele i święta – 80,
przewieźć blisko 2,5 mln pasażerów łącznie w ciągu całego roku,
zakupić 26 nowych autobusów w ramach projektu unijnego, które będą niskoemisyjne, bo zasilane gazem CNG,
przejąć nieodpłatnie od Powiatu Bielskiego 35 autobusów zakupionych w 2011 roku za środki europejskie,
na bieżąco nabywać autobusy używane w celu zastąpienia nimi „starszych gratów” – w styczniu 2020 roku zakupiliśmy cztery nowe autobusy SOLARIS Urbino 12 (diesel), które będą woziły naszych pasażerów w komunikacji podmiejskiej, wyposażone w klimatyzację, posiadające 40 miejsc siedzących i 53 miejsca stojące.
Reasumując, dla nas Fundusz Rozwoju Przewozów Autobusowych jest istotną pomocą i wsparciem w świadczeniu na rzecz naszych mieszkańców usług w zakresie publicznego transportu zbiorowego. Niemniej jednak inne samorządy mogą widzieć to inaczej, bo po prostu „odpuściły” temat w przeszłości. My, tutaj na Ziemi Bielskiej w czasie, gdy nie było żadnych dotacji na ten cel, sami zdecydowaliśmy, że inwestycje w komunikację podmiejską są niezbędne, konieczne i odpowiadają na potrzeby mieszkańców. Utrzymaliśmy PKS, nie tylko nie pozwalając mu upaść, ale inwestując w jego rozwój. Dzisiaj może transport nie jest na miarę komunikacji miejskiej w wielkiej aglomeracji (np. w Bielsku), ale pozwala w umiarkowanym zakresie realizować potrzeby naszych mieszkańców. Tylko szkoda, że jesteśmy wyjątkiem od reguły, że w powiatach ziemskich PKS-y padają. Na szczęście PKS w Bielsku-Białej ma się dobrze i będzie jeszcze lepiej…
W poniedziałek, 28 października, uczestniczyłem (obok wójtów, burmistrzów, starostów i prezydenta 40 innych jednostek samorządowych) w zgromadzeniu założycielskim Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Subregionu Południowego Województwa Śląskiego „AGLOMERACJA BESKIDZKA”. Jednogłośnie 41 samorządowców podjęło decyzję o powołaniu nowej instytucji samorządowej działającej na zasadzie partnerstwa w naszym regionie.
Cieszę się przy okazji, że mogłem aktywnie wpłynąć na przydanie nazwy naszemu stowarzyszeniu, co znalazło zrozumienie wśród pozostałych włodarzy samorządów okołobielskich.
Zgodnie z uchwalonym wspólnie statutem Aglomeracji Beskidzkiej – poza kontynuacją tzw. Regionalnych Inwestycji Terytorialnych (RIT) w ramach obecnej perspektywy finansowej Unii Europejskiej, działania nowego ugrupowania będą się koncentrować m.in. wokół pozyskiwania grantów unijnych na partnerskie projekty inwestycyjne czy przedsięwzięcia natury społecznej. Dodatkowo chcemy, by nowo powołane stowarzyszenie stało się słyszalnym i znaczącym głosem dawnego województwa bielskiego w Katowicach i całym Śląskiem w kontekście reprezentowania wspólnych interesów tej ziemi.
Na Przewodniczącego Stowarzyszenia wybrano Jarosława Klimaszewskiego – Prezydenta Miasta Bielska-Białej, na jego zastępcę Andrzeja Płonkę – starostę bielskiego, natomiast pozostałymi członkami Zarządu zostali: Mieczysław Szczurek – starosta cieszyński, Andrzej Kalata – starosta żywiecki, Marian Błachut – burmistrz Czechowic-Dziedzic, Gabriela Staszkiewicz – burmistrzyni Cieszyna, Antoni Szlagor – Burmistrz Żywca, Janusz Pierzyna – wójt Jasienicy, Andrzej Kondziołka – wójt Zebrzydowic oraz Henryk Jurasz – wójt Świnnej.
W skład Aglomeracji Beskidzkiej weszły następujące jednostki samorządowe: miasto Bielsko-Biała, z powiatu bielskiego: powiat bielski oraz gminy: Bestwina, Buczkowice, Czechowice-Dziedzice, Jasienica, Jaworze, Kozy, Porąbka, Szczyrk, Wilamowice i Wilkowice, z powiatu cieszyńskiego: powiat cieszyński oraz gminy: Brenna, Chybie, Cieszyn, Dębowiec, Goleszów, Hażlach, Istebna, Skoczów, Strumień, Ustroń, Wisła i Zebrzydowice, a z powiatu żywieckiego: powiat żywiecki oraz gminy: Czernichów, Gilowice, Jeleśnia, Koszarawa, Lipowa, Łękawica, Łodygowice, Milówka, Radziechowy-Wieprz, Rajcza, Ślemień, Świnna, Ujsoły, Węgierska Górka i Żywiec.
Jak możemy przeczytać na stronie internetowej Bielska-Białej: „Idea powołania stowarzyszenia zrodziła się głównie z konieczności dostosowania się jednostek samorządu terytorialnego do założeń nowej perspektywy finansowej 2021-2027, w której dla instrumentów takich jak zintegrowane i regionalne inwestycje terytorialne zakłada się wsparcie fakultatywnie co oznacza, że środki europejskie przyszłego budżetu Unii Europejskiej nie trafią do subregionu automatycznie, a ich pozyskanie zależne będzie od przygotowania gmin i powiatów do ich wykorzystania i skutecznych działań lokalnych władz samorządowych. Stąd jednomyślna decyzja wszystkich 41 samorządów subregionu o uściśleniu współpracy w zakresie pozyskiwania środków i przygotowania wspólnych przedsięwzięć już na etapie programowania przyszłej polityki spójności, bez oczekiwania na rozstrzygnięcia na poziomie europejskim i krajowym. Współpraca ma przybrać formę stowarzyszenia także ze względu na możliwość wyrażania potrzeb subregionu w stosunku do władz wojewódzkich czy krajowych jednym wspólnym głosem. Ma to tym istotniejsze znaczenie w kontekście funkcjonowania od kilku lat potężnego konkurenta w sięganiu po unijne środki pozostające w puli województwa, jakim jest Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia. Jednocześnie ministerstwo właściwe ds. rozwoju regionalnego, zwracając uwagę na większą trwałość współpracy samorządów, od lat rekomenduje jako pożądaną realizację ZIT/RIT w formie stowarzyszenia gminnego czy gminno-powiatowego. Zwiększenie podmiotowości tego typu współpracy samorządowej zakłada ministerialny, aktualnie poddany konsultacjom, projekt ustawy o zmianie ustawy o zasadach prowadzenia polityki rozwoju„.
Trzymam kciuki za naszą współpracę, partnerstwo i solidarność!
Zacznijmy naszą rozmowę od nieprzyjemnego akcentu – kolejnych aktów wandalizmu w Jaworzu. Na każdy z nich reaguje pan bardzo emocjonalnym wpisem na Facebooku. Rwie pana coś w środku po takich zdarzeniach?
Zgadza się. Chodzi o to, że na to idą gminne pieniądze, których chwilowo nie brakuje, ale w 2020 może być zupełnie inna sytuacja. Co jakiś czas musimy sprzątać bałagan, który zrobili – jak mi się wydaje i chcę w to głęboko wierzyć – ludzie spoza Jaworza. Przyjeżdżają do nas, z czego się bardzo cieszymy. Gorzej, że wieczorami zdarzają im się wyskoki, a my rankiem następnego dnia budzimy się ze zdewastowanymi przystankami, powywracanymi pachołkami przy ulicy Szkolnej czy wreszcie z powybijanymi szybami. Dlatego też rozpocząłem debatę na temat bezpieczeństwa.
Pojawił się w niej także wątek Straży Gminnej. Jeden z portali nawet mylnie zinterpretował pana słowa, że taka służba powstanie pod Błatnią. Jak jest w rzeczywistości?
Nie planujemy powoływania do życia Straży Gminnej. Po pierwsze, nie stać nas na to, po drugie, zdania w społeczeństwie na ten temat są podzielone. Mam na myśli ankiety, w których zapytałem mieszkańców o zdanie. Rozmawiałem już na ten temat zarówno z komendantem miejskim Policji, jak i komendantem w Jasienicy. Uczuliłem ich na to, co się ostatnio wydarzyło w Jaworzu. Nie łudźmy się jednak, Policja nie jest w stanie zabezpieczyć terenu całego Jaworzu w ciągu nocy. Po pierwsze na nie ma to środków, po drugie, jest jeszcze druga, bardzo rozległa gmina. Dlatego w tym miejscu chciałbym zaapelować do mieszkańców o większą uwagę. Jeżeli widzimy lub słyszymy, że coś złego się dzieje w naszej okolicy, ktoś zachowuje się dziwnie, niszczy mienie, po prostu wybierzmy najprostszy z numerów – 112. Tylko i wyłącznie reakcja w danej chwili i w danym miejscu czemuś służy. Policja jest w stanie dotrzeć do nas w ciągu kilku minut, gdyż komisariat mieści się prawie na granicy Jasienicy i Jaworza.
A kwestie rozbudowy monitoringu?
Na pewno nie będziemy tego robić w lesie czy na każdym przystanku. Nawet w największych polskich miastach nie są monitorowane wszystkie miejsca i ulice. Poza tym nie chciałbym, żeby Jaworze stało się domem wielkiego brata rodem z „1984” Georga Orwella. Inna sprawa, że do wielu czynów zabronionych dochodzi na terenach leśnych. Trudno, żeby w takich miejscach montować kamery – tym bardziej, że monitoring wymaga światłowodu.
Pozostańmy w temacie bezpieczeństwa. Niedawno zostały zamontowane radarowe mierniki prędkości. Czy od tego czasu kierowcy jeżdżą wolniej?
Z moich obserwacji wynika, że trochę to pobudza naszą wyobraźnię. Przy okazji pojawiło się więcej patroli z „drogówki”. My te statystki, które nam pokażą radarowe mierniki prędkości, wygenerujemy na koniec roku, bo wcześniej nic tak naprawdę nie dadzą. Wtedy będę mógł powiedzieć coś więcej. W tym miejscu chciałbym podkreślić, że nie ma szans, żeby w naszej gminie stanął stacjonarny fotoradar. Jedynym organem, które dysponuje takim prawem, jest Inspekcja Transportu Drogowego. Proszę zauważyć, że nie ma fotoradaru nawet na tzw. zakręcie idiotów na wschodniej obwodnicy Bielska-Białej, o co wnosiły jego władze oraz Komenda Miejska Policji. Muszę też dodać, że nasz jaworzańsko-jasienicki komisariat nie ma żadnych uprawnień, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo ruchu drogowego. Są to wyłączne kompetencje Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej. Jako ciekawostkę powiem, że na powiaty bielski ziemski i grodzki, zamieszkane przez ponad 330 tysięcy osób, WRD dysponuje zaledwie 65 etatami.
Gminę Jaworze czeka rewolucja śmieciowa. Dla mieszkańców przekaz jest prosty: zapłacą więcej. Skąd wzięła się podwyżka?
Jaworze jest ostatnią gminą w regionie, która wprowadza tzw. ustawowy system segregacji śmieci. Dziś, po zakończeniu okresu przejściowego, nie mamy wyboru i musimy segregować tak, jak nam ustawa nakazuje. Czyli będzie obowiązywał podział na osiem frakcji, o czym państwo na pewno jeszcze nieraz przeczytają w „Echu Jaworza”. Muszę w tym miejscu podkreślić, że niesamowicie wzrastają koszty gospodarowania odpadami. Wynika to przede wszystkim z obiektywnych przesłanek, na które gmina nie ma żadnego wpływu. Mówiłem już o tym radnym, teraz powtórzę, jak dużo śmieci każdy z nas jest w stanie „wyprodukować”. Pierwszy przykład z brzegu: kupuję perfumy w sklepie internetowym. Małe pudełko perfum otrzymuję w wielkim kartonie, w którym jest worek wypełniony powietrzem, który ma zabezpieczyć to przed stłuczeniem, albo worek trocin czy gazet. Najpierw trzeba pozbyć się folii, potem przechodzimy do papieru i tak dalej… Można powiedzieć, że mamy do czynienia z czymś takim, jak bezkarnością producentów. Nie chcę uderzać w branżę wytwórców, ale opakowując różne produkty w coraz bardziej wymyślne pudełka, butelki i woreczki, zupełnie nie uczestniczą w kosztach recyklingu. Może dojdziemy do obowiązkowych kaucji, jak w Niemczech, na butelki, puszki i inne. Wynosi tam 25 eurocentów.
Z tym rozpakowaniem to taka śmieciowa matrioszka…
Dokładnie tak. Pojawia się coraz więcej opakowań. Po drugie, do tego dochodzi drożejące paliwo, energia. Ktoś zapyta: co ma energia do śmieci? Odpowiem: ma i to dużo, ponieważ podraża drastycznie koszty funkcjonowania zakładu gospodarki odpadami (czyli po prostu wysypiska). Trzecia sprawa, o której trzeba powiedzieć, to jest tzw. opłata za odwóz śmieci na składowisko, która jest dodatkowo doliczana do naszych rachunków. Jeszcze w 2013 roku przeciętny mieszkaniec Jaworza produkował rocznie 247 kilogramów śmieci. Dziś średnio mieszkaniec oddaje pół tony (!!!), czyli dwukrotnie więcej niż 5 lat temu. Skok jest więc ogromny. Efekt jest taki, że z Jaworza rocznie na wysypisko trafia blisko trzy i pół tysiąca ton. A od każdej tony musimy zapłacić opłatę za składowanie śmieci. Do 2017 wynosiła niecałe 25 złotych za tonę, rok później została podniesiona do 140 zł, przed rokiem skoczyła do 170 zł. Jest to opłata regulowana rozporządzeniem przyjmowanym przez rząd. W 2020 roku ma wynosić aż 270 złotych za tonę. Jak wyliczyliśmy, jeżeli będziemy dalej produkować tyle śmieci, to opłata marszałkowska obciążająca nasz budżet wzrośnie do około miliona złotych, podczas gdy dziś oscyluje wokół 550-600 tysięcy. To może każdego z nas dodatkowo kosztować grubo ponad 3 zł miesięcznie.
Rok 2020 będzie dla gminy bardzo trudnym rokiem pod względem finansowym. Chodzi o zmianę systemu podatkowego, za którą nie poszła niestety zmiana, jeżeli chodzi o dochody jednostek samorządu terytorialnego. Proszę wyjaśnić dokładnie, o co chodzi.
Główny dochód, czyli te pieniądze, które przeznaczamy na rozwój miejscowości oraz jej funkcjonowanie, wydatki bieżące, zarządzanie drogami uzyskujemy, uczestnicząc w dochodach z podatku od osób fizycznych, czyli popularnego PIT-u. Udział w podatku od osób fizycznych to grubo ponad 13 milionów złotych, przy 35 milionowym budżecie. Jednocześnie kokosów na osobach prawnych nie zbieramy, bo żadnych siedzib wielkich firm u nas nie ma. Jak wiadomo, ostatnio podatki zostały obniżone z 18 do 17 procent. Chwała za to, bo mieszkańcom zostanie więcej na wydatki. Każdy medal ma jednak dwie strony. Mieszkaniec zyskuje w portfelu własnym, tracąc jednocześnie na jakości życia w swej miejscowości. Krótko mówiąc, na skutek zmian podatkowych gmina Jaworze straci istotną część wpływów do budżetu. Jeżeli spełnią się prognozy Związku Miast Polskich, to nasza gmina musi liczyć się z możliwością odpływu w skali roku od 1,5 do 2 milionów złotych, które to pieniądze były przeznaczane na rozwój Jaworza. Nie możemy ściąć tzw. stałych wydatków, na przykład na funkcjonowanie szkół czy przedszkoli albo biblioteki, dlatego będziemy być może musieli ograniczyć inwestycje. Na jaką skalę, jeszcze nie wiem… Ponadto obawiam się o ceny prądu. Już 15 października nasza grupa zakupowa (Jaworze jest w niej razem z innymi gminami z powiatu bielskiego – przyp. red.) rozstrzygniemy przetarg. Przyznam się szczerze, że z duszą na ramieniu oczekuję otwarcia tych kopert przetargowych, bo wiem, że w jednej z gmin cieszyńskich prąd podrożał o 100 procent.
Ale i tak to będzie taniej, niż gdyby grupy zakupowej nie było i gdyby gmina musiała sobie radzić sama…
To oczywiste, gdyby gmina była sama, nie bylibyśmy konkurencyjni. Oświetlenie uliczne kosztuje nas rocznie blisko 400 tysięcy złotych. Jeżeli ceny wzrosłyby o połowę, to nie mielibyśmy 200 tysięcy na kolejne inwestycje. Mówię już o tym dziś, z radnymi też na ten temat już rozmawiałem. Wynika to wszystko z obiektywnych przesłanek, na które gmina nie ma żadnego wpływu.
Na co gmina mogłaby wydać 1,5 miliona złotych?
To jest mniej więcej kilometr chodnika, położenie dwóch kilometrów nowej nakładki asfaltowej na szeroką drogę, dziesięć budżetów obywatelskich, półroczne wydatki na przedszkola czy trzy dopłaty roczne na funkcjonowanie PKS-u. To także koszt oczekiwanego przez mieszkańców Nałęża i Jaworza Górnego brakującego odcinka chodnika wzdłuż ul. Cisowej.
A co z rokiem 2021? Będzie podobnie?
Liczymy, że sytuacja się jednak trochę ustabilizuje i skutki zmiany polityki podatkowej zostaną dostrzeżone, a ktoś rzuci rozsądny pomysł na korektę dochodów jednostek samorządu terytorialnego, w co wierzę. Pamiętajmy jeszcze o jednym – gmina to nie urząd, wójt i radni, ale wszyscy mieszkańcy Jaworza, zaś wspólny budżet służy naszym dzieciom uczącym się w szkołach oraz nam samym, którzy codziennie jeździmy jaworzańskimi drogami albo okazyjnie leczymy się w ośrodku zdrowia. I proszę o tym nie zapominać.
Rozmowę przeprowadził redaktor naczelny „Echa Jaworza” Tomasz Wolff
Nawet o 5% może skurczyć się nasz budżet w przyszłym roku. To wszystko za sprawą zmian w podatkach przy braku nowelizacji ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego.
Z jednej strony cieszę się, że będziemy płacić mniejsze podatki, zaś z drugiej – smutno mi, że zapłacimy za to mniejszą skalą inwestycji publicznych. A odczujemy to w Jaworzu na pewno mocniej niż inne gminy…
Dlaczego? Otóż naszym głównym źródłem finansowania jest właśnie udział w podatku z PIT – ponad 40% dochodów bieżących w Jaworzu to wpływy z PITu, zaś z CITu (czyli w ramach udziału w podatku od firm i spółek) to zaledwie 0,3% (dosłownie sto tysięcy złotych rocznie).
Zmiana ustawy o podatku od osób fizycznych w odniesieniu do osób do 26 roku życia oraz obniżenie podatku z 18% do 17% spowoduje zmniejszenie naszego budżetu o ok. 5%, tj. o kwotę w przedziale 1,5 do (nawet) 2 mln złotych rocznie.
Co to oznacza dla Jaworza (bez jakichś korekt w dochodach samorządu)? W pierwszym rzędzie z całą pewnością wstrzymanie inwestycji oraz zmianę priorytetów na kolejne lata. Szczególnie, że czeka nas nowy przetarg na śmieci oraz stoimy przed (spodziewaną) podwyżką cen energii elektrycznej (tegoroczny koszt samego oświetlenia ulicznego to 370 tys. złotych).
To już tradycja, a dla mnie to normalność… Zgodnie z art. 24h ustawy z dnia 8 marca 1990 roku o samorządzie gminnymwójt zobowiązany jest do złożenia wojewodzie do końca kwietnia oświadczenia majątkowego. Zawiera ono m.in. informacje o:
zgromadzonych oszczędnościach,
posiadanych nieruchomościach,
posiadanych udziałach i akcjach w spółkach handlowych,
dochodach osiąganych z tytułu zatrudnienia w urzędzie lub gdzie indziej,
mieniu ruchomym (np. samochodach) o wartości powyżej 10 000 złotych,
zobowiązaniach pieniężnych (np. zaciągniętych kredytach i pożyczkach).
Oświadczenie wójta analizowane jest przez wojewodę, który następnie przesyła je do urzędu gminy i wtedy jest ono publikowane w Biuletynie Informacji Publicznej – zazwyczaj dzieje się to w czerwcu lub lipcu. Aby Państwo nie musieli tak długo czekać, czynię to tu i teraz.
W tym miejscu publikuję swoje oświadczenie majątkowe – w załączeniu urzędowo potwierdzona kopia mojego oświadczenia.