Jak przekuwać obietnice wyborcze w czyny, czy era decydującej roli dofinansowania projektów z UE i innych zewnętrznych źródeł już się skończyła?
Rzeczywiście, czasy, kiedy o pieniądze unijne na realizację najpilniejszych projektów dla naszych samorządów było łatwo, już chyba się skończyły. Od 2003 roku zajmuję się projektami unijnymi i widzę, jak przez te lata diametralnej zmianie uległa polska rzeczywistość. Jeszcze nie tak dawno najistotniejsze znaczenie miały dla Polski lokalnej przedsięwzięcia ściśle związane z podstawowymi potrzebami społecznymi, które nie były odpowiednio zaspokojone przede wszystkim z uwagi na przepaść cywilizacyjną, jak dzieliła nas od Europy Zachodniej.
Dzisiaj znajdujemy się już na zupełnie innej podziałce na skali rozwoju – właśnie m.in. dzięki dotacjom unijnym i wysiłkom całych sztabów ludzi na rzecz ich pozyskania i wdrożenia projektów rozwojowych. Stąd też na pierwsze miejsce powoli wysuwają się wyzwania na rzecz wzmacniania rozwoju nowoczesnego społeczeństwa obywatelskiego, które mają swe źródła w rewolucji technologicznej ostatnich lat. Kształtowanie się społeczności informacyjnych oraz rosnąca aktywizacja mieszkańców w wielu dziedzinach życia publicznego oraz ich chęć i zdolność do partycypowania w procesach decyzyjnych wyznaczają priorytety, którym władze lokalne muszą stawić czoła.
Co do obietnic wyborczych, to w moim przypadku nie muszę się o to zbytnio martwić, gdyż nie obiecywałem rzeczy, których nie mógłbym zrealizować. Cały mój program wyborczy był pewną kontynuacją działań podejmowanych w minionej kadencji, a mieszkańcom ukazałem całościową wizję rozwoju Jaworza na kolejne dziesięć lat. I chociaż finanse to jeden z najważniejszych kluczy do rozwoju lokalnego, to skuteczny menedżer powinien realnie oceniać możliwości i chłodno mierzyć siły na zamiary. Już obecna perspektywa finansowa jest zupełnie inna od tej, która obowiązywała w latach 2007-2013 – trudniejsza, bardziej wymagająca i promująca ambitne projekty prorozwojowe.
Mijające 15 lat obecności Polski w Unii Europejskiej to moim zdaniem najlepszy okres w najnowszej historii naszego państwa. Miliardy złotych pozyskane z Brukseli, nowe wzorce zarządzania rozwojem endemicznym, tysiące zrealizowanych projektów miękkich i twardych trwale zmieniły lokalny krajobraz. Polska i Polacy wykonali w tym okresie niesamowitą robotę – nie zmarnowaliśmy czasu. Co zaś do „łatwych” dotacji unijnych – te chyba się już skończyły. Już jutro trzeba będzie znaleźć nowe rozwiązania, szukać wsparcia dla projektów gdzie indziej. Albo po prostu przestać myśleć stereotypami i przestawić się na nieco inne tory – już nie na doganianie Zachodu, ale konkurowanie z nim w XXI-wiecznej kategorii…
Jaka będzie mapa drogowa inwestycji w 2019r.?
Ta kadencja to niewątpliwie dokończenie najważniejszych projektów z lat ubiegłych – w tym konsumpcja pozyskanych przez Jaworze środków unijnych na realizację takich projektów jak montaż ogniw fotowoltaicznych na budynkach użyteczności publicznej, doposażenie ośrodka edukacji ekologicznej, budowa Motylarni przy Muzeum Fauny i Flory Morskiej i Śródlądowej czy rewitalizacja XIX-wiecznego budynku na cele Centrum Usług Społecznościowych.
Poza tym trwają prace nad „Wieloletnim Programem Modernizacji Dróg Lokalnych na lata 2019-2023”, obejmującym szereg dróg gminnych, przepustów i mostów, a także rozbudowę i unowocześnienie oświetlenia ulicznego oraz zmianę w organizacji ruchu w obszarze dróg gminnych, powiatowych i wojewódzkich. Ruszamy również z ogromną inwestycją związaną z budową nowego parkingu i rozbudową już istniejącego, które przyczynią się do stworzenia ponad dwustu nowych miejsc postojowych w Jaworzu, któremu to przedsięwzięciu towarzyszyć będzie przebudowa drogi powiatowej. Osobiście liczę także na nowe możliwości związane z Funduszem Dróg Samorządowych – pewnie jak każdy wójt, burmistrz czy prezydent miasta…
To tylko najważniejsze z naszych planów, a sytuacja jest na tyle dynamiczna, że w momencie druku tego wywiadu dojdzie jeszcze kilka spraw.
Jakie są najtrudniejsze bariery uniemożliwiające szybkie wdrażanie innowacyjnych projektów poprawiających jakość życia?
Chociaż można utyskiwać na dłużące się procedury i uzgodnienia, skomplikowany proces przygotowywania niezbędnych projektów i wszelkie inne pozwolenia, to najważniejsza jest spójna wizja rozwoju miejscowości, jasny plan i motywacja do działania. W tym zakresie ja stawiam przede wszystkim na uświadamianie mieszkańców i partnerski dialog, o tym co dzieje się w naszej miejscowości. Ważne jest, by mieszkańcy wiedzieli, że przed realizacją każdego przedsięwzięcia publicznego należy uporządkować nawet najmniejsze jego szczegóły. Nie od razu zbudowano Jaworze – jak chce sparafrazowane znane polskie przysłowie…
Co do innowacji, to cały rozwój ludzkości jest o nią oparty i pewnie nie skłamię, jeżeli powiem, że rozwój musi po prostu kosztować. Stąd też wszelkie projekty ukierunkowane na podniesienie jakości życia w każdej społeczności muszą mniej lub bardziej obciążać lokalne finanse. Ważna skądinąd jest oszczędna i racjonalna polityka budżetowa, ale nie można wylewać dziecka z kąpielą – czasem opłaca się pewne ryzyko, które musi być odpowiednio skalkulowane. Zresztą powiem, że swoistą innowacją zarządzania gminą są również doświadczenia z implementacji programów unijnych. Kto z wójtów czy burmistrzów jeszcze przed dekadą słyszał o zarządzaniu projektami, analizie ryzyka czy montażu finansowym. Dzisiaj jesteśmy skażeni myśleniem »projektowo«. Powoli i ja dorastam do tego, by w końcu przyjąć w mojej małej gminie budżet zadaniowy, który jest przecież kwintesencją projektów europejskich.
Co należy poprawić w funkcjonowaniu systemu kwalifikacji i przyznawania dofinansowania z UE i innych źródeł?
Od piętnastu lat uczymy się, jak wdrażać cele unijnej polityki regionalnej i spójności w Polsce. Nie chcę tutaj dołączać do akademickich zgoła dyskusji o tym, jak fatalna czy niesprawiedliwa jest polityka rozwoju lokalnego i regionalnego oparta o fundusze europejskie. Wolę się uderzyć w piersi i przyznać do pewnego grzechu pierworodnego, który obciąża nas wszystkich samorządowców.
Chodzi mi przede wszystkim o brak współpracy i niepotrzebną konkurencję między poszczególnymi jednostkami samorządowymi. Każdy z nas chce mieć u siebie salę wystawienniczą lub koncertową, tężnię solankową czy ściankę wspinaczkową. Rzecz jasna rozumiem, że w takich sprawach jak kanalizacja, drogi czy też termomodernizacja to zrozumiałe, ale po co niepotrzebnie powielamy coś, co jest u sąsiada? Bardzo ubolewam nad tym, że nie dorośliśmy jeszcze do partnerstwa w kreowaniu polityki rozwoju, niejako bojąc się wspólnych inicjatyw i kooperacji w zarządzaniu strategicznym. Może dożyję czasów (mimo ograniczenia kadencyjności), kiedy podobne podejście stanie się swego rodzaju samorządową biblią…
To jak to jest z tą współpracą ponad administracyjnymi podziałami?
W 2017 roku dziewięć gmin powiatu bielskiego wspólnie z samym powiatem utworzyły Beskidzki Związek Powiatowo-Gminny, którego celem jest organizacja publicznego transportu zbiorowego na tym terenie. Wybrano mnie wówczas na przewodniczącego jego Zarządu, co było dla mnie osobiście wyrazem wielkiego zaufania, a zarazem wielką odpowiedzialnością. Wtedy powiedziałem, że cieszę się, iż w końcu decyzje w sprawie komunikacji międzygminnej gminy podbielskie będą nareszcie podejmować wspólnie. Podkreśliłem, że wraz z rozpoczęciem działalności przez Związek granice administracyjne gmin (w kontekście PKS i przewozów pasażerskich) się nieco rozmywają, a ukazuje się nam powoli jeden obszar, na którym działać będzie Beskidzki Związek Powiatowo-Gminny, a co za tym idzie interesy partykularne muszą ustąpić miejsca dobru wspólnemu, a egoizm administracyjny – solidarności związkowej.
Dzisiaj korzystamy w ramach Związku z wsparcia Unii Europejskiej. Podpisaliśmy już z marszałkiem województwa śląskiego umowę na dotację unijną w wysokości blisko 23 mln złotych na zakup 26 nowych, miejskich autobusów niskopodłogowych, które będą wykorzystywane do świadczenia usług z zakresu publicznego transportu zbiorowego na terenie powiatu bielskiego. To świetny prognostyk na tego typu współpracę w przyszłości…
Co Pan/Pani sądzi o pomyśle nawiązywania przez samorządy bezpośrednich relacji finansowych – mówiąc wprost zaciągania kredytów inwestycyjnych i refundowaniu ich bezpośrednio przez UE, z pominięciem ministerstw i innych agend rządowych?
Już wcześniej powiedziałem: „rozwój musi kosztować” – innej drogi nie ma. Coraz większą karierę robią tzw. zwrotne mechanizmy finansowe, pozyskiwane ze środków różnego rodzaju funduszy czy agend krajowych. Już dzisiaj możemy spotkać się także z podobnymi instrumentami w ramach unijnej polityki strukturalnej. Sam nie obawiałbym się korzystania z tego typu narzędzi, bo wiem, że raczej podchodzę do tego typu rozwiązań w sposób bardziej niż odpowiedzialny. Jeśli gmina ma dobrego, rozsądnego gospodarza i stabilną, wypracowywaną przez lata, sytuację finansową, to ryzyko jest tutaj żadne. Pewnym znakiem zapytania stają się tutaj po pierwsze procedury, a po drugie ewentualne kryteria dostępu…
Jakich reform wymaga sama Unia Europejska i jaki powinien być jej kształt i priorytety?
Brexit, choć ja go wolałbym określać mianem „BrexShit”-u, to moim zdaniem porażka wspólnej Europy. Sam doskonale pamiętam referendum z 2003 roku, kiedy wszyscy drżeliśmy o wynik naszego polskiego referendum. Ten, kto nie pamięta tzw. „mrówek” z mostu Wolności czy mostu Przyjaźni w Cieszynie czy też upokorzeń przeżywanych w Słubicach, Świecku czy Olszynie, ten nie ma chyba moralnego prawa dezawuować przynależności Polski do Unii Europejskiej. Schengen to wartość sama w sobie – mówię to pewien swoich racji i przekonań.
Nie oznacza to, że Wspólnota Europejska jest wolna od wad. Jak najbardziej jestem daleki od takiego stwierdzenia. Przed Unią Europejską wiele wyzwań – wzmocnienie strefy Euro, wspólna polityka azylowa, wzmocnienie europejskiej tożsamości obronnej oraz polityka fiskalna. Dochodzi do tego partykularny interes poszczególnych narodów dążący do wzmacniania własnej tożsamości i indywidualności. To jak najbardziej ważne i cenne – każdy z nas wnosi bowiem własną cegiełkę we wspólny dom. Boję się jednak tego, że zamiast domu zaczynamy budować mur. A już jeden taki był w latach 60-tych XX wieku wzniesiony – ledwie co go równo 30 lat temu zburzono.
Odpowiadając precyzyjne na Pana pytanie, powiem w ten sposób: mniej litery prawa, więcej praw(a) dla Europejczyków pod hasłem: „Jedność w różnorodności” – to takie piękne słowa, a jednocześnie motto samej Unii Europejskiej.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad przeprowadził Jacek Broszkiewicz
dla Europrojekty.PL